Teatr Telewizji TVP

Witold Adamek: postawić na różnorodność

– Powinno się częściej czerpać z ogromnego zasobu archiwalnego Teatru Telewizji. Choćby ze względu na wspaniałych aktorów. Powtórka po kilkudziesięciu latach jest jak premiera – mówi operator filmowy i telewizyjny Witold Adamek.

Jaki powinien być w przyszłości Teatr Telewizji, który ewoluował od kameralnych przedstawień w dekoracjach malowanych na dykcie aż po duże widowiska plenerowe?

– Uważam, że Teatr Telewizji powinien być różnorodny. Zawsze jest spór między zwolennikami teatru tradycyjnego, „prawdziwego”, a takiego, któremu zarzuca się, że jest filmowy. Myślę, że powinien być i taki, i taki, bo jeśli za każdym razem będzie coś innego, to będzie większa szansa na przyciągnięcie widza. Widz na ogół lubi różnorodność i unika monotonii.

Za jakimi opowiada się Pan proporcjami między klasyką a tematyką współczesną?

– To był wieczny problem dyrektorów Teatru Telewizji. Jednak gdy spektakli realizowano dużo, ułożenie tych proporcji nie było specjalnie trudne. Przy obecnej, minimalnej produkcji jest to niesłychanie skomplikowane.

Co Pan sądzi o powrocie do formy spektakli na żywo?

– To jest dosyć trudne przedsięwzięcie i trudno zrobić z tego interesującą formę. Jeśli spektakl oparty jest na tekście i aktorach, można to z powodzeniem robić. Jeśli w grę wchodzi większa inscenizacja, dekoracje, to przeniesienie jest trudniejsze.
 
Zdaniem Pana, Teatr Telewizji przetrwa? W pewnym okresie zapowiadano jego koniec…

– Dziś mamy do czynienia z próbami ocalenia go i znalezienia dla niego właściwej formy. Ciągle wokół tego teatru są jakieś burze. Powinien przetrwać, bo niszczenie lub pozwalanie na zanik formy, która ma tak wspaniałą tradycję, byłoby ciężkim błędem. Niestety bardzo mało sięga się do zasobów archiwalnych Teatru Telewizji. Owszem są powtórki, ale w stosunku do ogromnego archiwum, to zaledwie mała szczypta. Prawie zupełnie pomijane są stare, czarno-białe przedstawienia choćby z lat sześćdziesiątych, które warto by pokazać choćby ze względu na aktorów, z których większość już, niestety, nie żyje. Wiele z nich nigdy nie doczekało się powtórki od czasu premiery. A powtórka po 40 latach, to przecież jak premiera, nawet dla tych widzów, którzy kiedyś przedstawienie oglądali. Wiem, że problemem są prawa autorskie, ale ten problem trzeba w końcu jakoś rozwiązać. I jeszcze jedno. Od kilku lat trwa odświeżanie cyfrowe kopii starych filmów. Dlaczego nie pomyśleć o zrobieniu tego samego z klasyką Teatru Telewizji?

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali: Krzysztof Lubczyński i Paweł Pietruszkiewicz