„Przerwanie działań wojennych” – Jan Ołdakowski: to bardzo ważny spektakl
– Często na Powstanie Warszawskie patrzy się jak na taką spontaniczną działalność. Tymczasem było ono przygotowane przez zawodowców. Jednym z argumentów za tym jest pokazanie, jak oni się przygotowywali do rozmów ze stroną niemiecką – mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Spektakl „Przerwanie działań wojennych” dotyczący pertraktacji polsko-niemieckich w sprawie kapitulacji Powstania Warszawskiego powstał kilka lat temu. Miał on się przyczynić do zapełnienia białej plamy w polskiej historii…
– Zawsze było wiadomo, że Powstanie Warszawskie skończyło się po dwóch miesiącach. Natomiast istotą tego konceptu artystycznego było pokazanie końca Powstania jako właśnie przerwania działań wojennych, a nie jako kapitulacji. Oczywiście, Powstanie zakończyło się klęską, natomiast można powiedzieć, że wynegocjowano lepsze warunki niż to by wynikało z bezwzględnej kapitulacji. „Układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie” przyznawał powstańcom prawa kombatanckie. Trzeba pamiętać, że stojący po drugiej stronie negocjacji wróg był wrogiem barbarzyńskim, niewahającym się rozstrzeliwać złapanych powstańców do ostatnich dni września 1944 roku. Byli oni traktowani jak bandyci i ginęli bez sądu. Miało to miejsce na przykład na Starym Mieście, Woli, czy Mokotowie. I w negocjacjach chodziło o to, żeby tych żołnierzy uratować. Starano się również ocalić cywilów, bo była pełna świadomość „rzezi Woli”, czyli największego aktu totalitarnego ludobójstwa popełnionego na ludności nieżydowskiej w czasie II wojny światowej, kiedy w ciągu kilku dni zabito 50 tysięcy osób. Pomysłem na ten spektakl było więc pokazanie, że Polacy byli dobrze przygotowani do tych rozmów, a Powstanie Warszawskie nie było romantycznym zrywem ludności, do którego dołączyło się wojsko.
Jaka była motywacja ze strony niemieckiej, żeby prowadzić te negocjacje. Ich wróg był w rozsypce, miasto zniszczone…
– Z tego, co wiemy, Niemcy bardzo chcieli, by Powstanie się skończyło. Oni uważali, że mogło jeszcze trwać miesiąc. Sytuacja na frontach się zmieniała i liczono się z tym, że powstańcy będą walczyć do końca i że sami nie zakończą jednostronnie walk, obawiając się mordów na ludności cywilnej oraz potraktowania powstańców nie jako żołnierzy, ale bandytów. Niemcy mogli zakładać, że jeśli się nie zgodzą na polskie warunki kapitulacji, to Powstanie będzie trwało.
Drugie wyjaśnienie jest takie, że Heinrich Himmler próbował przeprowadzić w pewnym momencie jesienią, w tajemnicy przed Hitlerem, akcję przeciągnięcia Polaków na stronę Niemców. Dowodem, że to miało miejsce, jest gazetka „Signal”, wydana przez propagandę SS. Obciążano tam za wybuch Powstania Warszawskiego rząd w Londynie i dowództwo Armii Krajowej i wskazywano ich jako winnych cierpienia ludności cywilnej. Gazetka była wydana po niemiecku i po polsku i była rozdawana ludziom, którzy wychodzili z Powstania. Później się okazało, że Hitler nie pozwolił na taką akcję. Ale był moment, kiedy pojawił się pomysł na wciągnięcie Polaków w wojnę przeciwko Sowietom. Być może jest to jakiś ślad, bo głównym rozmówcą po stronie niemieckiej był SS-man.
Na ile ważna dla Niemców była świadomość zbliżania się Armii Czerwonej?
– Niemcy chcieli zakończyć Powstanie i wyczyścić miasto. Mieli pomysł, że przekształcą je w twierdzę. Była idea Festung Warschau i nawet zbudowano kilkadziesiąt bunkrów (jeden taki stoi na terenie Muzeum Powstania Warszawskiego). Jednak pomysł ten został dość szybko zarzucony, bo okazało się, że Niemcy nie dysponują takim potencjałem militarnym, by bronić się w Warszawie przed Sowietami.
Czy w Muzeum są może jakieś protokoły z przebiegu negocjacji?
– Nie, nie mamy oryginałów. Natomiast tekst protokołów genialnie został wykorzystany w spektaklu. Suchy tekst udało się przełożyć na bardzo dynamiczną historię rozmów. Często na Powstanie Warszawskie patrzy się jak na taką spontaniczną działalność. Tymczasem było ono przygotowane przez zawodowców. Jednym z argumentów, który za tym przemawia, jest pokazanie jak powstańcy przygotowywali się do rozmów ze stroną niemiecką. Widać było, że oni – mimo, że przegrali Powstanie – prowadzą te rozmowy. Dzięki dobremu przygotowaniu oraz znajomości realiów niemieckich byli w stanie osiągnąć jak najwięcej.
Główna postać negocjacji ze strony niemieckiej to Erich von dem Bach-Zelewski, który był rodzinnie spokrewniony z dowódcą Powstania Tadeuszem Borem-Komorowskim…
– Kiedy się okazało, że Niemcy atakują Polskę złożył on oficjalne oświadczenie, w którym wyrzekł się polskości. Był człowiekiem o polskich korzeniach, natomiast Polakiem nie był. On jest najbardziej reprezentatywną postacią, pokazującą jak PRL traktował Powstanie. Von dem Bach nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za zbrodnie w czasie Powstania Warszawskiego. Podjął decyzję o zaprzestaniu „rzezi Woli”, ale nie z pobudek humanitarnych. Z dokumentów wynika, że argumentował, że nie można jednocześnie dokonywać egzekucji i walczyć z powstańcami. Proponował, by najpierw wygrać Powstanie, a potem wszystkich zabić. Później twierdził, że jego działanie miało wymiar moralny i chciał uratować ludność Warszawy.
Czy postanowienia porozumienia z Ożarowa Mazowieckiego były dotrzymywane przez stronę niemiecką?
– Tak, to porozumienie było dużym sukcesem, bo od tej pory Niemcy zaprzestali mordów. Jedną z najdziwniejszych rzeczy związanych z historią Powstania Warszawskiego jest to, że Niemcy proponują na podstawie porozumienia, by wybrane oddziały polskie pełniły funkcję żandarmerii, np. chodzi o część „Zośkowców”. Niemcy sami nie wchodzili do miasta, bojąc się rozpoczęcia walk. Opuszczenie miasta nadzorowały polskie oddziały i dlatego od momentu podpisania porozumienia nie było walk. Niemcy weszli później już do pustej Warszawy.
I rozpoczęło się niszczenie miasta…
– Tak, kiedy już nie było ludzi, weszły wyspecjalizowane ekipy, które zajęły się najpierw rabunkiem, a później niszczeniem. Jest to nielogiczne, że w sytuacji, kiedy ci saperzy i materiały pędne mogły się przydać na froncie, jest to wykorzystane do zniszczenia miasta. Warszawa została potem w zasadzie oddana bez walki, bo kilkuset żołnierzy pozostawionych na Cytadeli i na Ochocie nie mogło stawić żadnego oporu. Zburzenie Warszawy jest tylko i wyłącznie zemstą Hitlera za Powstanie. Zniszczono stolicę narodu, który „stał na drodze niemieckiego rozwoju od Tannenberga”, jak pisał Himmler.
Jak w spektaklu udało się oddać tamtejsze realia?
– Oceniam to bardzo wysoko. Na przykład zauważyłem, że jeden z żołnierzy w sztuce ubrany jest w sweter, dokładnie taki jakie znajdowały się w alianckich zrzutach. To jest naprawdę rarytas. Uważam, że dla prezentowania historii bardzo ważni są członkowie grup rekonstrukcyjnych, którzy brali udział też w tym spektaklu i wnieśli duży wkład. Ci ludzie próbują ocalić różne elementy z przeszłości i bardzo dobrze prezentują historię w sposób zrozumiały.
Jakie znaczenie ma ten spektakl?
– Jest on bardzo ważny. Przez to, że te negocjacje były zamknięte i tajne, to powstańcy nie wiedzieli, jak to się odbywało. Więc walorem tego spektaklu jest pokazanie kulisów tych rozmów. W sposób bardzo wiarygodny i ciekawy – na podstawie suchych protokołów – udało się zbudować emocjonalną historię, w której widać, że Armia Krajowa, mimo że była przegrana, to nie była pokonana.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz