„Przerwanie działań wojennych” – Piotr Fronczewski: gorycz niewysłuchanych przestróg
– Przy graniu postaci rzeczywistych zazwyczaj nie chodzi o imitowanie ich, lecz jakby o nawiązanie do ich generalnego charakteru, rysu oraz do roli jaką odegrały – mówi Piotr Fronczewski, odtwórca roli pułkownika Kazimierza Iranka-Osmeckiego w „Przerwaniu działań wojennych”.
Gra Pan wybitną postać polskiego państwa podziemnego i kierownictwa Armii Krajowej…
– Wszyscy ci oficerowie delegowani przez Bora-Komorowskiego do rozmów kapitulacyjnych byli znaczącymi, a nawet wybitnymi postaciami. Pułkownik Iranek-Osmecki przeszedł epopeję legionową, był w Wojsku Polskim w II Rzeczypospolitej, pełnił wiele funkcji w podziemiu, a do wybuchu Powstania Warszawskiego był dowódcą II Oddziału Komendy Głównej AK, czyli jej wywiadu.
Znany jest też jako ten, który był sceptyczny wobec decyzji podjęcia działań powstańczych…
– Tak. To element starej dyskusji o sensie Powstania, która toczy się od czasu jego zakończenia. Decyzję o podjęciu walki podjęli Bór-Komorowski i Okulicki bez konsultacji z Irankiem, a nawet tuż przed zaplanowaną naradą dowództwa. Zrobiono to bez wysłuchania raportu wywiadu, który pod znakiem zapytania stawiał sensowność podejmowania walki. Iranek napisał o tym w swoich pamiętnikach, napisanych w Londynie, a po latach wydanych także w Polsce.
Wydaje mi się, że Pan daje temu wyraz w sposobie grania tej postaci. Iranek w Pana wykonaniu robi wrażenie człowieka smutnego nie tylko z powodu klęski powstania, ale także pełnego goryczy, że nie posłuchano jego przestróg.
– Chyba tak jest jak pan mówi i to jakoś w mojej roli jest odzwierciedlone.
Jak pracowało się Panu na planie z reżyserem Juliuszem Machulskim?
– Bardzo ciekawie. To reżyser jednocześnie bardzo rzeczowy i obdarzony bogatą wyobraźnią artystyczną, którą umie ze zdyscyplinowaniem wykorzystywać także w realizacjach takich jak ta. Przykłada dużą wagę do wiedzy historycznej, faktograficznej, bo wie, że bez niej trudniej o wiarygodność przedstawienia i gry aktorów.
Ostatnio zagrał Pan kilka ról rzeczywistych postaci historycznych, Stroopa w „Rozmowach z katem” w Teatrze Telewizji czy Kliszkę w filmie „Czarny czwartek”. Czy takie postacie buduje się inaczej niż fikcyjne?
– Z zawodowego czy artystycznego punktu widzenia nie ma tu jakiejś istotnej różnicy. To nie były realizacje dokumentalne. Nie chodziło o imitowanie realnych postaci, lecz jakby o nawiązanie do ich generalnego charakteru, rysu oraz do roli jaką odegrały. Oczywiście, inaczej jest w przypadku filmów biograficznych, których ostatnio powstało sporo, gdzie ten element imitacji, naśladownictwa tytułowej postaci jest nieunikniony.
Rola w „Przerwaniu działań wojennych”, to jak dotąd ostatnia Pana rola w Teatrze Telewizji…
– Szkoda, że jego produkcja jest dziś tak niewielka. Kiedyś z Teatrem Telewizji związana była duża część mojego życia zawodowego. Były okresy, że nieomal nie wychodziło się ze studia telewizyjnego. Dziś to zaledwie margines, zresztą i tak coraz bardziej zawężam swoją aktywność zawodową. Taka kolej rzeczy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Krzysztof Lubczyński