Teatr Telewizji TVP

„Przerwanie działań wojennych” – Janusz Marszalec: oddany jest dynamizm i wielka stawka rozmów

– Negocjacje zaczęły się w obliczu zbliżającej się katastrofy, u progu wytrzymałości wszystkich – żołnierzy i ludności cywilnej. Przeciągające się Powstanie i brak perspektyw na realną pomoc skłoniły dowództwo AK do odpowiedzi na niemieckie sygnały – mówi dr Janusz Marszalec, wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, konsultant historyczny spektaklu „Przerwanie działań wojennych”.

Wydaje się, że niemal każdy wie, że Powstanie Warszawskie trwało 63 dni. Jednak, że zakończyło się ono po polsko-niemieckich negocjacjach to już mało kto…

– Generalnie, jako społeczeństwo, słabo znamy historię najnowszą. Są grupy pasjonatów, które świetnie znają dzieje Powstania, ale większość ma wiedzę przekazaną przez szkolną edukację w sposób naskórkowy. Nawet wśród historyków raczej się mówi o kapitulacji, a nie o układzie o zaprzestaniu działań wojennych. A to był taki sprytny wybieg, na którym naszym parlamentariuszom i samemu Borowi-Komorowskiemu bardzo zależało.

Jak doszło do tych negocjacji?

– Negocjacje zaczęły się w obliczu zbliżającej się katastrofy, u progu wytrzymałości wszystkich – żołnierzy i ludności cywilnej. Przeciągające się Powstanie i brak perspektyw na realną pomoc skłoniły dowództwo AK do odpowiedzi na niemieckie sygnały. Te sygnały były już wysyłane znacznie wcześniej – pierwsze polsko-niemieckie rozmowy zaczęły się już 7 września. Ich wynikiem było wyjście około 10 tysięcy cywilów z południowego Śródmieścia. Miało to miejsce 8-9 września. W związku z wznowieniem ofensywy Armii Czerwonej i szansą na wyzwolenie dowództwo polskie zerwało rozmowy z Niemcami. Następne kontakty miały miejsce pod koniec września, dokładnie 27 września, czyli wtedy gdy kapitulowała załoga Mokotowa. Po kilku ciężkich dniach i nocach rokowań układ został podpisany 2 października.

Skąd taki skład negocjujących?

– Von dem Bach-Zelewski był głównodowodzącym w obszarze Warszawy, osobistym wysłannikiem Heinricha Himmlera. To było oczywiste, że ze strony niemieckiej on te rozmowy będzie prowadził, gdyż był odpowiedzialny za pacyfikację Warszawy. Przeciągający się opór Polaków nie najlepiej świadczył o jego skuteczności, dlatego bardzo mu zależało na uspokojeniu sytuacji w mieście i to nie tylko środkami militarnymi. Pamiętajmy, że polskie Powstanie na zapleczu frontu było dla Wehrmachtu bardzo niewygodne.

A ze strony polskiej?

– W negocjacjach wzięło udział aż dwóch ludzi Dwójki (czyli wywiadu AK). Bór-Komorowski wysłał doświadczonych oficerów, obytych, o dużej wiedzy wojskowej, ogólnej i politycznej. Kazimierz Iranek-Osmecki „Heller”, który stanął na czele polskiej delegacji, był szefem Oddziału II Komendy Głównej AK, Zygmunt Dobrowolski „Zyndram” był oficerem Oddziału III, a wcześniej szefem sztabu Obszaru Warszawskiego AK i zastępcą dowódcy tego Obszaru. Podpułkownik Franciszek Herman „Bogusławski” był szefem Biura Studiów Oddziału II i współpracownikiem Iranka-Osmeckiego. Byli to ludzie z charakterem, dobrze dobrani do poważnego przeciwnika, jakim był von dem Bach-Zelewski. Jak wiadomo ten pruski szlachcic (zresztą o polskich korzeniach) czuł się panem sytuacji, działał brutalnie a jednocześnie silił się na elegancję i uprzejmość. Jak twierdzi w swojej relacji „Ostatni akt” Iranek-Osmecki (na kanwie tej relacji powstał spektakl), Bach miał mimo to obawy co do polskiej strony. Myślał, że będziemy walczyli do ostatniego żołnierza, a przede wszystkim chciał szybko wygasić Powstanie. Stąd wzięła się jego skłonność do pewnych ustępstw na rzecz Polaków. Oczywiście nie miało to większego znaczenia, gdyż Niemcy zrobili z miastem to co zrobili.

Tu nasuwa się pytanie, czy ustalenia zawartego układu były przestrzegane?

– Nie wszystkie. Niemcy potraktowali żołnierzy AK, jak i ich sojuszników, jako regularną armię. Zostali oni skierowani do obozów jenieckich. W tym przypadku realizacja postanowień przebiegała bez większych problemów. Również ludność cywilna spokojnie wyszła z Warszawy, natomiast już w Pruszkowie Niemcy zgotowali jej piekło. Potem dla niektórych ten exodus zakończył się w obozach koncentracyjnych. Również los tych, którzy stracili cały dobytek i bliskich w Warszawie, a następnie tułali się po obcych po Generalnym Gubernatorstwie bez środków do życia, nie był do pozazdroszczenia, ale to nie to samo co zesłanie do obozu… Niemcy nie wywiązali się z zapisów układu w sprawie zabezpieczenia dobytku mieszkańców Warszawy i jej pamiątek. Miasto zostało przez nich złupione i spalone.

Czy było tak, że Niemcy zabiegali o to, by doprowadzić do konfrontacji Polaków z Armią Czerwoną?

– W relacji Kazimierza Iranka-Osmeckiego wyraźnie czytamy o sygnałach wysyłanych przez von dem Bacha-Zelewskiego o potrzebie wspólnej walki przeciwko bolszewizmowi. Ze strony niemieckiej (z różnych poziomów) były wysyłane do podziemia polskiego sygnały o potrzebie wspólnej walki przeciwko Związkowi Radzieckiemu, ale dowódcy AK i sami Polacy potrafili tu właściwie ocenić intencje Niemców.

Jaka była Pana rola jako konsultanta historycznego tego spektaklu?

– Otrzymałem do oceny scenariusz, spływały też do mnie od realizatorów spektaklu konkretne pytania związane z realiami historycznymi Powstania Warszawskiego. Sugerowałem zmiany, mając na uwadze prawo artysty do interpretacji epizodu historycznego, w sferze emocji czy ostatecznego przekazu ideowego. Juliusz Machulski jest przecież reżyserem, a nie dokumentalistą czy historykiem, który musi rozliczać się z rzeczywistością zgodnie z kanonami naukowego rzemiosła. Moim zadaniem było zachowanie generalnej zgodności z prawdą historyczną i myślę, że to się udało.

Rozumiem jednak, że ten spektakl, zarówno pod względem artystycznym, jak i edukacyjnym, jest czymś ważnym…

– Tak uważam. Ten spektakl w sposób taki bardzo wierny oddaje to, co działo się w Ożarowie i to, co zachowało się w pamięci Kazimierza Iranka-Osmeckiego – głównego bohatera tych rokowań po stronie polskiej. Myślę, że nie miał on powodów zbytniego koloryzowania, czy upiększania. Świetnie też zarysował sylwetkę von dem Bacha, fanatycznego nazisty, butnego oficera i Niemca, który najpierw precyzyjnie wykonywał dyrektywy Hitlera rozprawienia się ze zbuntowanym miastem, a następnie zabiegał o jego kapitulację widząc w zakończeniu Powstania poprzez rokowania swój osobisty, zawodowy sukces. Po drugiej stronie stołu – naprzeciwko Bacha zasiedli oficerowie delegowani przez gen. „Bora”. Na nich z kolei spoczęła odpowiedzialność nie tylko za honorowe zakończenie tragicznej bitwy, ale również za los bezbronnej ludności cywilnej…

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz