Teatr Telewizji TVP

„Operacja Reszka” – Włodzimierz Kuligowski: autentyczność i sensacja

– „Operacja Reszka” odznaczała się niebywałymi, niespodziewanymi zwrotami akcji. Udało się nie tylko oddać prawdziwość faktograficzną, ale także atmosferę sprawy i czasów, w których się rozegrała – mówi Włodzimierz Kuligowski, twórca scenariusza widowiska „Operacja Reszka”.

Dlaczego właśnie „Operację Reszka” wybrał Pan na temat scenariusza?

– Byłem związany z wydawnictwem Editions Spotkania. Kiedy udostępniono mi dokumenty tej sprawy, uświadomiłem sobie jak była to frapująca, koronkowa i nietypowa historia. Operacja była tak ważna, że uczestniczył w niej osobiście sam generał Kiszczak, ówczesny szef MSW. Była to jedna z najgłośniejszych akcji PRL-owskich służb specjalnych przeciw opozycji, skierowana przeciwko szefowi niezależnej oficyny wydawniczej Editions Spotkania, Piotrowi Jeglińskiemu. Chodziło o to, żeby prowadzącego w Paryżu działalność wydawniczą zwabić do któregoś z krajów bloku radzieckiego i tam unieszkodliwić. Świadczyło to o tym, jak wielkie niebezpieczeństwo dla swojej władzy upatrywali w jego działalności.

Interesowała Pana wszystkim warstwa dokumentacyjna, czy także w jakimś stopniu aranżacja artystyczna?

– I jedno, i drugie. Byłem świadomy, że będzie to widowisko telewizyjne w ramach Teatru Telewizji, a więc nie może to być jedynie surowy dokument. Robię filmy dokumentalne, które są gatunkiem zaliczanym także do gatunków artystycznych. Są np. dodane sceny, których nie było w dokumentach, ale które zostały niejako zrekonstruowane w oparciu o wiedzę na temat mechanizmów pewnych działań służb specjalnych.

Nie tylko PRL-owskich, ale także francuskich…

– Tak, ponieważ główny bohater tych wydarzeń, Piotr Jegliński działał przez lata na terenie Francji. O wadze sprawy dla służb komunistycznych świadczy fakt, że bardzo interesowały się nią także służby radzieckie. Jegliński ryzykował więc nie tylko represje w Polsce, ale w najgorszym wariancie nawet zsyłkę do łagru. Co do Francuzów, to mieli oni kreta w MSW lub nawet w Komitecie Centralnym względnie w Biurze Politycznym PZPR i użyli go zaledwie dwa razy, w wyjątkowo ważnych sprawach i właśnie jedną z nich były okoliczności związane z „Operacją „Reszka”. Poza tym część akcji rozgrywa się w komunistycznej NRD, czyli na terenie Niemiec wschodnich, znajdujących się pod dominacją radziecką. Przez to terytorium przemycana była literatura z Francji do Polski, więc można powiedzieć, że ta pasjonująca, sensacyjna i wielowątkowa historia rozgrywa się w kwadracie polsko-francusko-radziecko-wschodnioniemieckim.

Co charakteryzowało „Operację Reszka”?

– Z punktu widzenia dramaturgicznego odznaczała się niebywałymi, niespodziewanymi zwrotami akcji. Jest w spektaklu np. scena, kiedy dwóch oficerów PRL-owskich służb jedzie do NRD i są przesłanki, żeby cofnąć akcję, ale jeden z owych oficerów, pułkownik, miał obietnicę awansu na generała za sfinalizowanie akcji z sukcesem, więc postanowił ją kontynuować. Ramy trwającego półtorej godziny widowiska nie pozwoliły na umieszczenie w nim wielu bardzo ciekawych wątków związanych z „Operacją Reszka”.

Jest Pan zadowolony ze stopnia autentyzmu widowiska zrealizowanego według Pana scenariusza?

– Tak, a potwierdził to także Piotr Jegliński. Udało się nie tylko oddać prawdziwość faktograficzną, ale także atmosferę sprawy i czasów, w których się rozegrała. Autentyczny jest np. język charakterystyczny dla tamtych czasów, język który od tamtej pory bardzo się zmienił. Poza autentyzmem, to widowisko ma duże walory sensacyjne, bardzo wciągającą akcję.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Krzysztof Lubczyński