Teatr Telewizji TVP

„Wybór” – Jerzy Stuhr: w obliczu brzydkiej pokusy

– Każdy z bohaterów „Wyboru” próbuje rozstrzygnąć dramatyczny dylemat inaczej. Każdy ma poczucie czegoś innego do stracenia lub ocalenia. Jakub Pogan stawia na szali z jednej strony swój publiczny autorytet znanego psychologa, a przy tym autorytetu moralnego, z drugiej – własne sumienie. Jego żona Marta stoi przed podobnym dylematem, dodatkowo zaostrzonym miłością do syna, którego chciałaby ocalić przed konsekwencjami czynu – mówi Jerzy Stuhr, reżyser i odtwórca roli Jakuba Pogana w „Wyborze” Jacka Włoska.

Sztuka Jacka Włoska podejmuje bliską Panu tematykę wyborów moralnych. Reżyserował Pan już takie filmy i grał Pan takie role. Czy dlatego wybrał ją Pan do realizacji telewizyjnej?

– To był jeden z dwóch elementów, który zadecydował o moim wyborze. Drugim była jakość tego tekstu, który wydał mi się bardzo interesująco napisany, z nieźle skonstruowanymi postaciami. To studium współczesnego małżeństwa z klasy średniej, ludzi wykształconych, zamożnych, wiodących życie na wysokim poziomie. Ich życie jest jednak skaleczone wzajemnym chłodem, niechęcią, narkomanią i alkoholizmem syna. Pewnego dnia syn komunikuje rodzicom, że jadąc po pijanemu autem, zabił małą dziewczynkę, Rumunkę i ukrył jej ciało w bagażniku. Przed rodziną staje dylemat – co robić, jak postąpić.

Jest w tym element suspensu?

– Jeśli, to jedynie minimalny, marginalny, zawarty w samej sytuacji. Rozstrzygnięcie dramatycznego dylematu to jedno, ale najważniejsza była dla mnie droga, którą bohaterowie przejdą zmierzając ku finalnemu rozwiązaniu. Każde z nich próbuje rozstrzygnąć ten dylemat inaczej. Każde ma poczucie czegoś innego do stracenia lub ocalenia. Jakub Pogan stawia na szali z jednej strony swój publiczny autorytet znanego psychologa, a przy tym autorytetu moralnego, z drugiej – własne sumienie. Jego żona Marta stoi przed podobnym dylematem, dodatkowo zaostrzonym miłością do syna, którego chciałaby ocalić przed konsekwencjami czynu.

To także sztuka o tym, że czasem ludzie płacą rachunki nie tylko za swoje bezpośrednie czyny.


– Czasem płacą też za innych. W przypadku Jakuba ta perspektywa jest tym bardziej dolegliwa, że nie szanuje syna, uważa go za nieudacznika, gardzi nim za jego alkoholizm i narkomanię. Nie ma komfortu chronienia kogoś, do kogo nie ma zastrzeżeń, kogo ceni.

To także sztuka o tym, że w dążeniu do sukcesu osobistego i społecznego ludzie często gubią wartości ciepłe, jak rodzina, uczucia, więzi…

– Tak, to brzmi wprawdzie dość banalnie, ten problem od dziesięcioleci był tematem wielu filmów, dramatów i książek, ale w przypadku każdego człowieka, każdej rodziny przebiega to inaczej, więc nie ma co zniechęcać się samym schematem. Istotną rolę w tym tekście odgrywa fakt, że ofiarą wypadku jest biedna dziewczynka rumuńska… – To stanowi dodatkowy, bardzo ważny czynnik weryfikacji postaw bohaterów. Fakt ten bowiem w oczach tych ludzi zwiększył pokusę „wywinięcia się” od odpowiedzialności. Ta jej „nieważność” staje się brzydką pokusą.

Czym kierował się Pan przede wszystkim w pracy reżyserskiej przy tym spektaklu?

– Chodziło mi przede wszystkim o to, by nie zagubić autentyczności ujęcia tematu poprzez nadmierne kombinowanie stylistyczne, artystyczne. Starałem się więc zachować maksymalną wstrzemięźliwość, surowość inscenizacyjną, także oszczędność gry aktorskiej.

Obok grona tak doświadczonych aktorów jak Pan, Krystyna Janda czy Andrzej Hudziak, jedną z głównych ról, Szymona – syna, który spowodował nieszczęście, zagrał bardzo młody wtedy aktor Tomasz Kot…

– Tak, jak się okazało, miałem nosa co do jego talentu. Po latach widać, że talent Tomasza Kota rozwinął się znakomicie i dziś jest on jednym z najbardziej cenionych aktorów swojej generacji.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Krzysztof Lubczyński