Teatr Telewizji TVP

„Brancz” – Witold Adamek: spektakl z marką Machulski

– Tutaj jest bardzo duża liczba osób, bardzo dużo dialogów, więc trzeba było generalnie skupić się na aktorze. Wykonana została bardzo duża liczba ujęć, żeby później reżyser w montażowni mógł przechodzić nie tylko na osobę, która mówi, ale także na osobę czy osoby, które słuchają albo reagują – mówi operator Witold Adamek, autor zdjęć do spektaklu Teatru Telewizji „Brancz” Juliusza Machulskiego.

„Brancz” jest trzecią z tzw. komedii rodzinnych Juliusza Machulskiego – po „Next-ex” i „Matce brata mojego syna”. Czy praca operatora na planie każdego z tych spektakli wyglądała podobnie?

– Niekoniecznie. Do każdego spektaklu odbywają się rozmowy pomiędzy reżyserem i operatorem. Podczas nich ustalane są pewne zasady co do charakteru światła, co do sposobu opowiadania. To nie jest tak, że tak jakby z jednej formy się to robi.

Na czym zatem polegała specyfika Pana pracy na planie spektaklu „Brancz”?

– Ten teatr jest zupełnie inny od „Next-ex” i „Matki brata mojego syna”. Tutaj jest bardzo duża liczba osób, bardzo dużo dialogów, więc trzeba było generalnie skupić się na aktorze. Wykonana została bardzo duża liczba ujęć, żeby później reżyser w montażowni mógł przechodzić nie tylko na osobę, która mówi, ale także na osobę czy osoby, które słuchają albo reagują. Specyfiką tej pracy było na pewno zrobienie bardzo dużej liczby ujęć.

Problem jest w tym, że akcja odbywa się w zasadzie w jednym miejscu – luksusowej hotelowej restauracji – i wyzwanie, przed którym Pan stanął to uatrakcyjnienie tego dla widza…

– Oczywiście. Chodzi tu o te zmiany planów, zarejestrowanie wszystkich reakcji, nie tylko tych, którzy mówią, ale tych którzy słuchają, wchodzą, czy wychodzą. Tutaj były wyjątkowe ustalenie z reżyserem, żeby skupić się na dużej liczbie ujęć.

Kłopotliwe było to, że odbywa się to właśnie w restauracji, gdzie się spożywa posiłki, w tym tytułowe „brancze”. Przy kolejnych dublach trzeba było uzupełniać talerze, czy kieliszki. Uwaga ta dotyczy m.in. klopsików w sosie koperkowym spożywanych przez Stanisławę Celińską…

– Tak. Ale i tak Julek to dobrze wymyślił, że spora część teatru się odbywa jakby przed głównym punktem programu, czyli posiłkiem. Ta uwertura w tym przypadku była dość długa.

Ale i tak było nieco kłopotów…

– Zawsze tak jest, bo albo znika w kieliszkach wino, albo znika jedzenie. Tu akurat był duży skład rekwizytorów, którzy natychmiast przygotowywali  kulinaria do kolejnych dubli, zwłaszcza dla Stasi Celińskiej.

Czy dobrze się stało, że termin premiery spektaklu „Brancz” został przesunięty na jesień 2014 roku. Przypomnijmy, że pierwotnym terminem był maj i mało czasu pozostałoby na postprodukcję…

– Myślę, że dobrze się stało, że ten termin został przesunięty. To jest naprawdę bardzo dobry spektakl z dobrym nazwiskiem Machulski. Szkoda go było palić w maju, kiedy telewizja głównie żyła wyborami, a ludzie w dużej części myślą o majówkach. Wpychanie tego teatru w okres przedwyborczy byłoby błędem. Dobrze się stanie, że sezon Teatru Telewizji zostanie rozpoczęty takim przedstawieniem.

I na koniec pytanie natury bardziej ogólnej – czy komedia jest realizacyjnie trudniejsza czy łatwiejsza od dramatu?

– Tak wprost na to pytanie nie odpowiem, bo tego nie da się uogólnić. Myślę jednak, że wywoływanie śmiechu jest zazwyczaj trudniejsze od wywoływania wzruszenia. Dlatego w komedii trzeba szczególnie dbać o precyzję, bo tu, częściej niż w dramacie, o efekcie może zadecydować drobny detal.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz