Teatr Telewizji TVP

„Lekkomyślna siostra” – Patrycja Soliman: Ada to bardzo zabawna postać

– Bardzo lubię tę „Lekkomyślną siostrę” grać i za każdym razem bardzo się cieszymy, kiedy gramy to w Teatrze Narodowym, choć zdarza się to już coraz rzadziej – mówi Patrycja Soliman, grająca rolę Ady z spektaklu Teatru Telewizji „Lekkomyślna siostra” Włodzimierza Perzyńskiego w reżyserii Agnieszki Glińskiej.

Pani miejsce urodzenia to Kair. Brzmi to nieco intrygująco…

– Nie jest pan pierwszy, który mnie się o to pyta. Mój ojciec był Egipcjaninem, moja mama jest Polką. Poznali się w Londynie, a ja przyszłam na świat w Kairze. Spędziłam w Egipcie jednak tylko dwa lata.

Była Pani dziewczęciem dość krnąbrnym i utrapieniem dla matki. Czy aktorką została Pani wbrew mamie?

– Aktorką zostałam, bo nie widziałam innego pomysłu na swoje życie. Przyszedł taki moment i poczułam, że to jest to co chciałabym w życiu robić. Nie wiedziałam, czy mi się to uda, bo podejmowałam próby kompletnie nie wiedząc, czy mam do tego predyspozycje, czy nie. Ale udało się. Wewnętrzna intuicja mnie w tę stronę pchała.

Mało tego, że udało się Pani zostać aktorką, to jeszcze trafiła Pani bardzo szybko do zespołu Teatru Narodowego. A jest to marzenie wielu aktorów, a szczególnie młodych aktorów…

– Tak to było wielkie szczęście, bo dyrektor Jan Englert był opiekunem mojego roku w szkole aktorskiej i mnie od pierwszego roku znał. Gdyby nie to, nie wiadomo jakby ze mną było. Zresztą z mojego roku do Teatru Narodowego poszło kilka osób z mojego roku – poza mną jeszcze Paweł Paprocki i Marcin Hycnar. Teraz jesteśmy w zespole i razem gramy.

„Lekkomyślna siostra” została zrealizowana w Teatrze Narodowym, ale w reżyserii Agnieszki Glińskiej, która została zaproszona do tej realizacji. Zauważyłem, że często występuje Pani w jej spektaklach. Czy łączy Pani szczególna więź?

– My bardzo lubimy ze sobą pracować. Już od szkoły – od drugiego roku Agnieszka była moją panią profesor i z nią właśnie robiłam dyplom. Jakoś dobrze nam się razem pracuje. Dodatkowym plusem jest fakt, że się bardzo lubimy.
 
W spektaklu występuje Pani jako kuzyneczka Ada. Jest to postać dość odległa, jeśli chodzi o warunki zewnętrzne i osobowość. Chyba jest to ciekawe wyzwanie grać taką rolę?


– Tak, to jest ciekawe wyzwanie i jest to jedna z moich ulubionych ról, które kiedykolwiek zagrałam w teatrze. Bardzo lubię tę „Lekkomyślną siostrę” grać i za każdym razem bardzo się cieszymy, kiedy gramy to w Teatrze Narodowym, choć zdarza się to już coraz rzadziej.

Widzom, którzy spektakli nie widzieli, co Pani może powiedzieć o swojej bohaterce?

– Ada to jest bardzo zabawna postać. Jest to kuzynka Topolskich, w których domu toczy się akcja. Jest to mieszczańska rodzina. Ada jest takim wesołym, jasnym, śmiesznym punktem pomiędzy tymi intrygami, które mają tam miejsce. Jest kuzynką głównej bohaterki, którą gra Ewa Konstancja Bułhak. Podczepia się ona pod rodzinę Topolskich, pod ich problemy. Bardzo chce być w centrum zainteresowania – bardzo interesuje się wszystkim co się tam dzieje, ale wszystko co mówi i jak działa, jest takie lekko na wyrost, egzaltowane.

Marzy o wielkiej miłości?

– Tak, trochę się to przewija. Jest taka komiczna scena, gdy przychodzi kochanek Heleny Topolskiej w Adzie nagle budzi się kobieta.

To całe mieszczańskie środowisko przedstawione przez Perzyńskiego jest zapisem sytuacji sprzed 100 lat. Czy wiele się zmieniliśmy?

– Jest to jednak bardzo aktualne. Tu są pokazane niepokoje, tęsknoty i różne niefajne rzeczy, które potrafią wyjść z człowieka w trudnych chwilach. Myślę, że każdy kto ogląda ten spektakl, odnajduje coś dla siebie. Pamiętam, gdy na jednym z pierwszych spektakli była moja koleżanka, to stwierdziła: „O kurczę, to jest trochę też o mnie!”. Człowiek nie jest w stanie powiedzieć co może z niego wyjść, gdy nagle w grę wchodzą duże pieniądze.

Ten spektakl jest grany już kilka lat. Czy bywa tak, że przed którymś spektaklem reżyser mówi, że trzeba coś zmienić?

– Przy każdej próbie wznowieniowej jest chwila, że Agnieszka daje nam uwagi. Tu muszę powiedzieć, że przedstawienie jest grane przez sześć lat i po każdej dłuższej przerwie Agnieszka ma uwagi. Za każdym razem jest coś do zmiany i jest praca.

Czy była dla Pani różnica w pracy przy spektaklu z publicznością i przedstawienia Teatru Telewizji?

– Jeśli chodzi i Teatr Telewizji to moja mama tak do mnie powiedziała: „Tu jednak kamera każe mi patrzeć w tę stronę, a ja w teatrze bym patrzyła na inną postać”. Siłą rzeczy będzie to inny spektakl. Na inne rzeczy jest położony akcent, bo inne rzeczy są pokazane. Na scenie jest jakby wszystko naraz, a tu mamy tylko wycięte fragmenty z domu Topolskich. To jest inny rodzaj oglądania.

„Lekkomyślna siostra” i „Trzy siostry” Antoniego Czechowa w reżyserii Agnieszki Glińskiej to dwa spektakle Teatru Telewizji z Pani udziałem. Jakie jest Pani zdanie na temat tej formy?

– Ja uwielbiam Teatr Telewizji. Zawsze go lubiłam, jeszcze zanim zostałam aktorką. Te poniedziałkowe Teatry Telewizji były zawsze obecne w domu. Jest to wieka szkoda, że tych przedstawień premierowych jest tak mało.

Aktorce czasami trudno jest oddzielić życie zawodowe od osobistego. Czy już Pani jakoś zdołała to sobie poukładać?

– U mnie nie kuleje ani jedno, ani drugie. Więcej jakoś ostatnio teatr się o mnie upomina niż film i seriale. Udaje mi się zachować zdrowe proporcje. Nie jest tak, że dziecko mnie nie widuje, albo nie mam czego grać w teatrze.

Będzie cytat z internetu: „Po obejrzeniu jej roli schizofreniczki w filmie Macieja Wojtyszki „Ogród Luizy” mogę powiedzieć jedno. Ta dziewczyna jest nie tylko piękna, ale przede wszystkim potwornie utalentowana. Obyśmy mieli w Polsce więcej takich aktorek!”. Miło się czyta takich wypowiedzi?

– Ja w ogóle nie czytam komentarzy w internecie. To co pan zacytował oczywiście jest bardzo miłe. Pewnie nie czytając tych internetowych komentarzy coś tracę, ale być może przed czymś się też chronię.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz