Teatr Telewizji TVP

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: studenci powiedzieli mi: „Szacun”

– Długo nie miałam poczucia, że będę aktorką, że to jest możliwe. Miałam po prostu poczucie małej wartości własnej, a świat otaczających mnie aktorskich wielkości i osobowości onieśmielał mnie – mówi Teresa Budzisz Krzyżanowska, laureatka Wielkiej Nagrody Festiwalu Dwa Teatry Sopot 2014 za kreacje w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia.

Jaką rangę ma dla Pani ta nagroda?

– Ogromną, bo dotyczy bardzo ważnej części mojej pracy, czyli Teatru Telewizji i Teatru Polskiego Radia, unikalnych w skali światowej form, w tak samoistnej postaci znanych tylko w Polsce. Nie mogłam niestety być na wręczeniu tej nagrody, ale ogromnie mnie ona cieszy. To piękne uczucie także dlatego, że za cud uważam to, że jestem w teatrze, jestem w tym zawodzie.

Nie było to oczywiste dla tak utalentowanej osoby?

– Ani trochę. Nieomalże nie wierzyłam w to. Dostałam się co prawda do szkoły teatralnej, ale długo nie miałam poczucia, że będę aktorką, że to jest możliwe. Miałam po prostu poczucie małej wartości własnej, a świat otaczających mnie  aktorskich wielkości i osobowości onieśmielał mnie. Nasze pokolenie było znacznie skromniejsze od obecnych młodych.

Ma Pani jednak, jako profesorka Akademii ogromny autorytet u swoich studentów…

– Mam nadzieję (śmiech). Kiedyś bardzo wyraźnie to poczułam. Obejrzeli archiwalne przedstawienie telewizyjne szekspirowskiego „Hamleta” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Wzorem dawnej tradycji teatralnej grania mężczyzn przez kobiety, grałam w  nim tytułową rolę. Przy okazji pierwszego spotkania po obejrzeniu spektaklu kłaniali mi się z uznaniem i rzucili mi sympatyczny i zabawny komplement: „Szacun”. Bardzo zyskałam w ich oczach.

Przypomnijmy Pani najważniejsze dokonania i najciekawsze doświadczenia przy pracy w dwóch teatrach. Zacznijmy od Teatru Telewizji. Pamięta Pani debiut?

– Pamiętam tytuł i reżysera, Bohdana Hussakowskiego, choć nie pamiętam dokładnej daty, a sam kształt spektaklu dość słabo. To była tytułowa rola w „Eugenii Grandet” według powieści Balzaca, zrealizowanej w ośrodku krakowskim na Krzemionkach. 

Źródła mówią, że to był rok 1968…

– Więc pewnie tak jest. Do 1972 roku występowałam wyłącznie na krakowskiej scenie telewizyjnej, gdy bardzo dla mnie niespodziewanie dostałam zaszczytną propozycję od Andrzeja Łapickiego, aby zagrać w Warszawie, w „Kłamstwie” Bergmana.  Po kilku latach pan Andrzej zaangażował mnie ponownie do przedstawienia „Pogarda” według powieści Moravii. Pamiętnym między innymi dlatego, że zagrał nim sam Andrzej Wajda. Mogę powiedzieć, że pięknym uwieńczeniem okresu krakowskiego był dla mnie udział w monumentalnym widowisku telewizyjnym Andrzeja Wajdy „Noc listopadowa” Wyspiańskiego, gdzie zagrałam Joannę, żonę Wielkiego Księcia Konstantego…

W rewelacyjnym duecie z Janem Nowickim…

– Gdzieśmy się w jednej ze scen przemawiali epitetami: „dziewka”, „cham”.

Wtedy też zagrała Pani tytułową rolę w monumentalnym widowisku w reżyserii Laco Adamika „Elżbieta królowa Anglii”, które znalazło się w Złotej Setce Teatru Telewizji…

– To w ogóle był dla mnie czas dużych ról, bo zaraz potem była tytułowa „Fedra” u Laco Adamika i caryca Katarzyna w „Polonezie” Sity. Już w latach dziewięćdziesiątych przytrafiła mi się dwukrotnie rola Jokasty w dwóch inscenizacjach „Króla Edypa”, u Laco Adamika i kilka lat później u Gustawa Holoubka.

I ostatnia jak do tej pory Pani rola w Teatrze Telewizji, z 2013 roku, czyli Hannah Arendt w „Rzeczy o banalności miłości”…

– Zgadza się. Ja grałam Hannah Arendt, będącej już w wieku dojrzałym, a młodą Arendt wspaniale zagrała Agnieszka Grochowska.

Jeszcze tylko krótko o udziale w Teatrze Polskiego Radia, gdzie wystąpiła Pani m.in. w „Matce” Witkacego i w „Termopilach polskich”, po raz drugi jako caryca Katarzyna.
 
– Coś musi we mnie być (śmiech). To jedyny w swoim rodzaju teatr, w którym występuje wyłącznie słowo i wyobraźnia widza. Ale za dużo o mnie mówimy. Nie lubię o sobie samej zbyt dużo mówić. Inni bardziej mnie interesują.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Krzysztof Lubczyński