Teatr Telewizji TVP

„Rewizor”, reż. J. Stuhr – Jerzy Stuhr: więcej przebiegłości niż buty

– Chcę nadać „Rewizorowi” bardziej uniwersalnego charakteru, nie uwięzionego w Rosji, zwłaszcza dziewiętnastowiecznej. Inscenizacja idzie w tym kierunku, by współczesność przewijała się z tradycją – mówi Jerzy Stuhr, reżyser i odtwórca roli Horodniczego w telewizyjnym „Rewizorze” M. Gogola.

Skąd wybór tej akurat komedii spośród ogromnego zasobu wielkiej klasyki teatralnej?

– Bo myślę, że ta sztuka ciągle ma swój czas. Gdy zacząłem ją „rozbierać” z aktorami, to doszedłem do wniosku, że jest utworem, który ciągle śmieszy i brzmi groźnie. Pokazuje korupcyjne zgangrenowanie systemu, znane z dyskusji o sytuacji w państwach postkomunistycznych. Czyli jest ciągle aktualny w wymiarze społecznym.

Miał Pan już do dyspozycji nowy przekład „Rewizora”. Czy sięgnął Pan po niego?

– Nie, zdecydowałem się na klasyczny przekład Juliana Tuwima. Dlaczego? – Bo grałem w nim kiedyś, w Starym Teatrze w Krakowie w 1982 roku w reżyserii Jerzego Jarockiego. Jak się człowiek do czegoś przyzwyczai, to chętnie przy tym trwa. „Hamleta” też bym grał tylko w przekładzie Macieja Słomczyńskiego. Poza tym przekład Tuwima jest kongenialny. Dokonaliśmy w nim tylko nielicznych retuszy, skreślając i czyszcząc na przykład niektóre rusycyzmy.

Czyżby wyzbył się Pan lub ograniczył rosyjski kontekst tej sztuki?


– Nie aż tak, ale chcę przedstawieniu nadać bardziej uniwersalnego charakteru, nie uwięzionego w Rosji, zwłaszcza dziewiętnastowiecznej. Inscenizacja idzie w tym kierunku, by współczesność przewijała się z tradycją.

Czy to się także odzwierciedla w kostiumach?

– Zdecydowanie tak. Pracowała nad tym intensywnie pani Zofia de Inez. Kostiumy są tak wykreowane, by były z epoki, ale jednocześnie takie, by ludzie mogli w nich i dziś wyjść na ulicę. Byłoby to możliwe zwłaszcza przy obecnej wolności ubioru, przyzwoleniu na powszechną ekstrawagancję.

Jest Pan nie tylko reżyserem spektaklu, ale też zagra Pan Horodniczego. Co doda Pan swojego do interpretacji tej postaci, owianej legendą aktorską, bo grali ją przecież tacy aktorzy jak Jan Kurnakowicz, Tadeusz Łomnicki czy Mariusz Dmochowski?

– Pan prezes telewizji powiedział, że nie może być tak, że tylko będę reżyserował, a nie zagram. Pierwotnie miałem zamysł, żeby większość postaci i sam Horodniczy byli czterdziestolatkami. Jak by tu powiedzieć na pytanie, jak zagram Horodniczego? On na dziś powinien być przede wszystkim sprytny, cwany. Zazwyczaj w tradycji grania tej roli było eksponowanie buty, pychy władzy. Przed ponad trzydziestu laty w krakowskim Starym Teatrze zagrałem Horodniczego jako chytrusa, cwaniaka. Tym razem postawię na gracza. Będzie w nim mniej buty, mniej strachu, a więcej gry i przebiegłości. Jednak na końcu, w chwili swojej klęski, obnaży także swoje emocje, swoje szaleństwo.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Lubczyński