Teatr Telewizji TVP

„Ludzie i anioły” – Sławomir Orzechowski: do śmiechu i do refleksji

– To komedia o człowieku, który postawiony w obliczu odejścia z tego świata, stara się temu zapobiec wszystkimi sposobami – mówi Sławomir Orzechowski, grający Iwana Paszkina w telewizyjnym przedstawieniu „Ludzi i aniołów” Wiktora Szenderowicza.

Grany przez Pana Iwana Paszkin, to wcielenie egoizmu?

– To wcielenie wad wielu ludzi. To drobny moskiewski biznesmen, człowiek raczej marny, w gruncie rzeczy oszust i złodziej, człowiek niesympatyczny i niezdolny do uczuć, egoista. Ale czy krańcowy egoista? Gdyby zgodzić się na to słowo, to musielibyśmy uznać, że takich jest niewielu, a wiemy, że raczej wielu.

Sytuacja, w której Paszkina odwiedza pewnego dnia tajemniczy gość i okazuje się Aniołem mającym przygotować go na opuszczenie tego świata czyli na śmierć, trochę przypomina „Opowieść wigilijną” Dickensa…

– Można mieć i takie skojarzenie, ale tylko z samym konceptem zawiązania akcji, bo już dalszy bieg zdarzeń jest zupełnie inaczej poprowadzony. Cały pomysł autora tekstu idzie w tę stronę, by pokazać do jakich wybiegów, sztuczek, podstępów posuwa się Paszkin, by pozostać przy życiu. Nawet próbuje upić Anioła. Anioł-Stroncyłow przychodzi do niego z teczką pełną dokumentów, by załatwić wszystkie formalności z przeniesieniem Paszkina na tamten świat.

Mamy do czynienia z sytuacją tragikomiczną w stylu bardzo charakterystycznym dla kultury rosyjskiej…

– Na wszystkie zabiegi Paszkina publiczność teatralna reaguje salwami śmiechu. Początkowo nieporadny i przestraszony, Paszkin zaczyna walczyć o przedłużenie swojego życia z taką determinacją, że widzowie zaczynają mu w pewnym sensie także kibicować. Tragiczne założenie wyjściowe nie zmienia jednak faktu, że „Ludzie i anioły”, to błyskotliwa komedia dialogowa, na której można się pośmiać, ale i posnuć refleksje nad życiem i śmiercią, nad kruchością życia.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Lubczyński