„Breakout” – Józef Pawłowski: z fasonem
Józef Pawłowski jako Piotr w „Breakout” (fot.TVP)

– W ogóle uważam, że to z czym boimy się tak utracić kontakt, czyli te wszystkie środki technologiczne, tak naprawdę cofnęły nas w naszym człowieczeństwie – mówi Józef Pawłowski, grający Piotra w telewizyjnym przedstawieniu „Breakout” Wojciecha Tomczyka.

Opowiedz coś o swojej postaci…

– To młody człowiek, mniej więcej 25-letni, który odznacza się dwiema dość rzadkimi cechami. Charakteryzuje się dużą samoświadomością oraz akceptacją miejsca, w którym żyje. Więcej niż akceptacją – jemu jest w tym miejscu dobrze, choć to miejsce wcale nie jest jakieś nadzwyczajne, a nawet po prostu bardzo zwykłe. Zupełnie nie towarzyszą mu celebryckie pasje bliskie jego pokoleniu i młodszym, natomiast łączy go z nim ogromny zasób energii i uczuć, które się z niego wręcz wylewają. Ma też coś, co w Warszawie nazywano kiedyś fasonem.

Potrafiłbyś znaleźć się w takiej sytuacji jak bohater sztuki, czyli bez internetu, komórki i innych gadżetów?

– Oczywiście. Jest totalną bzdurą pogląd, że moje pokolenie nie potrafiłoby żyć, przynajmniej jakiś czas, bez komórek, internetu czy Facebooka. Wmawiają to nam różni cwaniacy, których łagodnie określę, powiedzmy, jako… łobuzów. Nie odrzucam tych mediów, sam z nich korzystam, ale wielokrotnie się od nich na pewien czas odrywałem i nic się nie działo. Internet dostarcza informacji, ale natura i drugi człowiek dostarcza energii życiowej. W ogóle uważam, że to z czym boimy się tak utracić kontakt, czyli te wszystkie środki technologiczne, tak naprawdę cofnęły nas w naszym człowieczeństwie. Bo w końcu chodzi o to, żeby na przykład nie było wojen, a przynajmniej żeby w każdej kolejnej wojnie ginęło coraz mniej ludzi a nie coraz więcej. A jest, jak wiadomo, inaczej i teraz stoimy w emocjonalnie w tym samym miejscu, czyli się cofamy. Czas też, żeby zastanowić się nad tym co zrobić, żeby to media elektroniczne służyły nam a nie my im.

To twoja pierwsza praca w Teatrze Telewizji. Jak ją odbierasz w porównaniu choćby z planem filmowym?

– Nie traktuję go jako jakąś szczególną formę. Mój profesor ze szkoły teatralnej Mariusz Benoit uczył, że jeżeli znajdzie się w sobie prawdę serca i umysłu, to żadna forma nie jest potrzebna. Nie widzę większej różnicy między grą w Teatrze Telewizji a grą w filmie czy serialu, choć wiem, że kiedyś był bardziej zbliżony do żywego teatru.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Lubczyński