Teatr Telewizji TVP

„Totus tuus” – Paweł Woldan: odszyfrować znaki

– Karol Wojtyła był sportowcem, piłkarzem, aktorem amatorem, a chciał być aktorem zawodowym, poetą, dramaturgiem, w końcu studiował polonistykę. W końcu został kapłanem, ale niezwykłym, bo mistykiem. Aż tyle w jednym – mówi Paweł Woldan, scenarzysta i reżyser przygotowanego dla Teatru Telewizji widowiska „Totus tuus”, poświęconego kilku ważnym epizodom z życia Karola Wojtyły – Jana Pawła II.

Bardzo liczne wątki z życia Karola Wojtyły są interesujące. Dlaczego wybrał Pan właśnie te: czas szpitalny po zamachu 13 maja 1981 roku oraz retrospektywnie potraktowany moment przed jego wyborem na papieża?

– Były to momenty bardzo ważne, decydujące w jego życiu. Czas poprzedzający jego wybór na Stolicę Piotrową był dla kardynała Wojtyły niespokojny, ponieważ krążyły różne pogłoski, przepowiednie dotyczące tego, że wybór kolegium kardynalskiego padnie właśnie na niego. A nie był on człowiekiem przywiązującym wagę do tego typu pogłosek czy przepowiedni. To jest spektakl o tym, że Karol Wojtyła przyjął swój wybór jako drogę prowadzącą do cierpienia. W widowisku mamy konkretnie okres fizycznego cierpienia w klinice Gemelli po zamachu. Swego czasu, już jako papież, zwrócił uwagę, że w ważnych dla niego dniach cierpieli bliscy mu ludzie. W dniu wyboru dokonanego przez konklawe stracił rękę jego przyjaciel kardynał Jaworski. Na dwa dni przed jego wyborem bliski mu biskup Deskur doznał udaru mózgu. Wojtyła uznał to później za znaki przygotowujące go do roli Piotra naszych czasów. W klinice Gemelli, po zamachu, prosi, by przynieść mu nieotwartą dotąd kopertę zawierającą nieprzeczytaną trzecią tajemnicę fatimską. Uświadomił sobie bowiem, że zamach wydarzył się tego samego dnia kalendarzowego i o tej samej godzinie, w której dokonało się to, co uznawane jest za pierwsze objawienie Matki Boskiej trzem pastuszkom w Fatimie. Tam, w klinice dopełniło się jego rozumienie oddania się Bogu poprzez cierpienie. To jest wskazanie do nas wszystkich, że powinniśmy być gotowi na cierpienie.

Ranga tej postaci jest oczywista, ale jaka jest ona dla Pana jako dla scenarzysty i reżysera, z dramaturgicznego punktu widzenia?

– Bardzo ciekawa, wielostronna. Przecież nie należał do grona typowych młodych ludzi szykujących się do stanu duchownego. Był sportowcem, piłkarzem, aktorem amatorem, a chciał być aktorem zawodowym, w końcu studiował polonistykę, był poetą, dramaturgiem. W końcu kapłanem, ale niezwykłym, bo mistykiem. Aż tyle w jednym. Był człowiekiem bardzo cielesnym, z krwi i kości, miał męską świadomość swojego ciała. Wiedział, że ciało służy do bycia pięknym, ale też i to ciało skrywa duszę. Coś zupełnie przeciwnego do dzisiejszej, pustej fetyszyzacji piękna ciała i obsesji młodości.

Do jakiej widowni kieruje Pan swój spektakl?

– Przede wszystkim do młodego pokolenia. Mojemu pokoleniu te sprawy są znane i nigdy ich nie zapomnimy. Spora część naszego życia przebiegła w blasku Jana Pawła II. Skłonni więc jesteśmy ulegać złudzeniu, że są to sprawy powszechnie znane. Jednak dla wielu młodych jest to nie tylko odległa historia, ale często nieznana. I chciałem ją przypomnieć. Bo warto ją przypominać.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Lubczyński