Teatr Telewizji TVP

„Tango”, reż. J. Jarocki – Ewa Wiśniewska: wiedza Jarockiego wprawiła mnie w osłupienie

Jestem bardzo doświadczoną aktorką, a pracując z Jerzym, który był mędrcem, czułam się jak mała dziewczynka – o pracy z Jerzym Jarockim, także w Teatrze Telewizji, mówi Ewa Wiśniewska.

Z Jerzym Jarockim jako reżyserem zetknęła się Pani późno…

– Tak, bo on przez lata pracował głównie w Krakowie, a jeśli w Warszawie, to w nie w tych teatrach, w których ja byłam. Spotkaliśmy się dopiero w 2004 roku w Teatrze Narodowym przy „Błądzeniu” według Gombrowicza, gdzie grałam „wielopostać” składającą się z Ciotki, Hrabiny, Królowej Małgorzaty. Już w trakcie prób czytanych wiedza tego człowieka wprawiła mnie w osłupienie. Jestem bardzo doświadczoną aktorką, pracowałam z wieloma reżyserami, nie daję sobie łatwo w kaszę dmuchać, ale przy wiedzy Jerzego czułam się jak mała dziewczynka. To był nie tylko reżyser, ale także erudyta i mędrzec. Próby czytane, to były niemal seminaria naukowe. Jednocześnie z tą wiedzą Jerzy prezentował ogromną pokorę artystyczną, więc tego nie należy kojarzyć z jakąś pychą. Bywał szorstki, ale nigdy pyszny, zarozumiały.

W 2008 roku odbyła się premiera „Błądzenia” w Teatrze Telewizji.

– Z konieczności nieco skrócona, co też dotyczyło mojej roli. Jerzemu teatr Telewizji bardzo odpowiadał. On kładł niesłychanie silny akcent na aktora, a ten teatr, dzięki możliwości zbliżeń i operowania planami, daje to, czego nie można osiągnąć w teatrze żywym. Chyba już wtedy Jerzy myślał o wystawieniu „Tanga” Mrożka i zobaczył mnie w roli Eugenii. Premiera odbyła się w 2009 roku. Po jakimś czasie Jerzy doszedł do wniosku, że przeniesie to przedstawienie, tak jak „Błądzenie”, na scenę telewizyjną. I zrealizowaliśmy je. Okazało się, że niemal dosłownie w ostatniej chwili, bo już go z nami nie ma. To wielka starta dla polskiej kultury, nie tylko teatru.

Kim jest Eugenia w Pani wykonaniu?

– To przedstawicielka najstarszego pokolenia. Próbuje walczyć ze starością, udawać młodą, przez pewien czas ulega ekstrawagancjom i szaleństwom Stomila i Eleonory. Nosi młodzieżową garderobę. W końcu jednak życie jej się nudzi, kładzie się na katafalku i umiera. Wydaje mi się, że ta postać pokazuje niemożność ucieczki od nieuchronności i konieczność pogodzenia się z nią. Ale oczywiście Mrożek to nie jasełka i jego postaci są wieloznaczne, można z nich wydobywać różne znaczenia.

Zagrała Pani wiele ról w Teatrze Telewizji, począwszy od Doroty w „Drodze do Czarnolasu” A. Maliszewskiego w 1964 roku, a skończywszy, jak dotąd na roli w „Boulevard Voltaire” Andrzeja Barta w jego reżyserii.

– To ciekawy tekst o stereotypach w relacjach polsko-żydowskich i o tym, jak są one żywotne, nawet daleko od kraju.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Lubczyński

WIĘCEJ INFORMACJI O SPEKTAKLU