Teatr Telewizji TVP

„Moralność pani Dulskiej”, reż. M. Wrona – Marcin Wrona: nie chcę wskazywać ludziom, jak mają żyć

Dla mnie to przede wszystkim tragifarsa, z której chcę wydobywać elementy komediowe, dystans, lekkość. Nie chciałbym tonacji nazbyt serio, a już zwłaszcza tonacji moralistycznej, obecnej w wielu interpretacjach. Sam problem jest wystarczająco poważny, by mu jeszcze dodatkowo dodawać ciężaru – mówi Marcin Wrona, który reżyseruje „Moralność pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej dla Teatru Telewizji.

Dobrze Pan pamięta lekturę „Moralności pani Dulskiej” w szkole średniej?

– Tak, szczególnie dobrze zapamiętałem kilka zwrotów i słów, które weszły do powszechnego użycia. Mam nadzieję, że w czasie tej realizacji uda się je odświeżyć.

Zamierza Pan uwspółcześnić tekst?

– Nie, będziemy ściśle trzymać się tekstu Zapolskiej, a nawet zachowamy takie, dziś anachroniczne, słowa jak „turbować się” czy „fasować”. To taka stara, cenna substancja naszego języka, inna od dzisiejszych amerykanizmów.

A skąd w ogóle pomysł realizacji akurat tej sztuki?

– Ostatnia realizacja „Moralności” w Teatrze Telewizji miała miejsce równo dwadzieścia lat temu. W Polsce w tym czasie ogromnie wiele się wydarzyło we wszystkich dziedzinach życia, w tym w obyczajowości. Jesteśmy już zupełnie gdzie indziej niż wtedy, jesteśmy bardziej międzynarodowi, podróżujemy, poznajemy języki obce. A jednocześnie natura człowieka nie zmienia się. Ciągle powodują nami te same wady, choćby podwójna moralność, każdy z nas jest ciągle przywiązany do jakiegoś fantazmatu, jakiejś ideologii. Podobnie jak kiedyś, naszą filozofię życiową musimy redukować do rzeczywistości i podobnie jak kiedyś przekonujemy się w końcu, jacy jesteśmy naprawdę. I chcemy to pokazać właśnie poprzez ten tekst Zapolskiej. Właśnie tytułowa pani Dulska przekonuje się w pewnym momencie, jaka jest naprawdę, jakie zło wyrządziła.

Co jest najbardziej współczesnego w tekście Zapolskiej?

– Przede wszystkim relacje w rodzinie, które zawsze – jak w soczewce – pokazują klimat społeczny. Taka Dulska, jak ją pokazała Zapolska, ze swoją energią i skłonnością do rządzenia, jest bardzo współczesna i dziś byłaby może bizneswoman, dla której rodzina jest rodzajem przedsiębiorstwa. Wyraża to w obsadzie Magda Cielecka, której sylwetka jest pod każdym względem zaprzeczeniem tradycji tej grania tej postaci, pokazywanej zazwyczaj jako dość niechlujna, rozczochrana gospodyni domu. Dulska Magdy jest efektowna, zadbana, perfekcyjna, co jest znamieniem dzisiejszych czasów, w których wszyscy przynajmniej dążą do perfekcji, idąc w kulcie ciała, zdrowia i młodości za wzorcami z telewizji i mediów w ogóle.

Jednak elementy scenografii zdają się sytuować akcję w epoce Zapolskiej, czyli na początku wieku…

– Tu muszę wyjawić, że dla zachowania uniwersalizmu tego przedstawienia zastosujemy metodę eklektyczną, czyli pomieszamy elementy z 1906 roku i z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku ze współczesnymi.

Dlaczego akurat lata sześćdziesiąte?


– Bo to był okres ostatecznego przełamania tamtego świata, okres rewolucji obyczajowej i seksualnej w Europie i świecie, początek manifestowania swojej biologiczności. Rekwizyty będą konglomeratem z trzech różnych epok.

„Moralność”, mimo akcentów komediowych, była na ogół wystawiana jako ponury dramat naturalistyczny o obłudzie, okrucieństwie, podłości. Zmieni Pan czy zachowa tę tonację?

– Dla mnie to przede wszystkim tragifarsa, z której chcę wydobyć elementy komediowe, dystans, lekkość. Nie chciałbym tonacji nazbyt serio, a już zwłaszcza tonacji moralistycznej obecnej w wielu interpretacjach. Sam problem jest wystarczająco poważny, by mu jeszcze dodatkowo dodawać ciężaru. Nie zamierzam jako reżyser wskazywać ludziom, jak mają żyć. Chcę im raczej pokazać problem i zadać pytanie, jak swoje przekonania skonfrontowaliby z rzeczywistością.

To już Pana piąta realizacja w Teatrze Telewizji, formie o długiej i wspaniałej tradycji artystycznej. Polubił ją Pan szczególnie?


– Teatr Telewizji jest najlepszym wyrazem tego, co nazywamy misyjnością telewizji, możliwością dotarcia z wielkim repertuarem do bardzo szerokiej widowni. Oglądalność spektakli dorównuje wielu pozycjom typowo rozrywkowym, co wiele mówi o potrzebach widzów i jest dla nas zobowiązaniem do pielęgnowania tej formy. Daje też możliwość powracania do wielkiej klasyki. Poza tym bardzo ważnym doświadczeniem jest dla mnie możliwość innej pracy z aktorem niż na planie, bardziej osobistej, intymnej, szczegółowej, o co na planie filmowym – a mówię to jako reżyser filmowy – jest znacznie trudniej.

Wspomniał Pan, że Pana inscenizacja to pierwsza od dwudziestu lat realizacja tego utworu w Teatrze Telewizji, pierwsza od inscenizacji Tomasza Zygadły z Anną Seniuk w roku 1992. Mimo że „Moralność” to tekst już bardzo klasyczny, ponad stuletni, to porusza się Pan głównie w tematyce współczesnej. Tymczasem za dwa lata, w roku 2014 upłynie z kolei dwadzieścia lat od ostatniej inscenizacji „Kordiana” Słowackiego w Teatrze Telewizji, w reżyserii Jana Englerta. Czy interesują Pana takie rejestry literackie?


– Tak się składa, że moje zainteresowania literackie zaczęły się w szkole średniej właśnie od romantyzmu. To są perły mówiące wiele o człowieku, nie tylko o specyfice narodu polskiego. Dziękuję za podsunięcie pomysłu. Kto wie, może uda mi się zrealizować coś i z tego nurtu.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali: Krzysztof Lubczyński i Paweł Pietruszkiewicz