„Rzecz o banalności miłości” – Teresa Budzisz-Krzyżanowska: wolę mówić o innych
Praca z Feliksem Falkiem była dla mnie prawdziwą artystyczną i intelektualną przygodą. Podziwiam też wspaniałą grę mojej koleżanki i kolegów. Ze swojej gry zawsze jestem niezadowolona – mówi Teresa Budzisz-Krzyżanowska, grająca starszą Hannah Arendt w „Rzeczy o banalności miłości”.
Jak wyobraziła sobie Pani swoją postać po otrzymaniu propozycji od reżysera?
– Bardzo nie lubię mówić o swojej pracy, bo uważam, że jej ocena nie do mnie należy. Mogę tylko powiedzieć, że zawsze jestem niezadowolona z siebie, z efektu moich starań. I tym razem też nie chcę mówić o sobie. Wolę powiedzieć o wspaniałej grze moich byłych studentów, Agnieszki Grochowskiej, Piotra Adamczyka czy Marcina Hycnara.
A o pracy nad samym spektaklem?
– O tym chętniej. Praca z Feliksem Falkiem była dla mnie prawdziwą artystyczną i intelektualną przygodą. Był on znakomicie przygotowany do tej realizacji. Jest reżyserem bardzo wybitnym, wnikliwym, świetnym analitykiem tekstu. Taka praca nie zdarza się często. Wiele rozmawialiśmy o materii spektaklu, o temacie, o motywacjach postaci, o tle historycznym. A przy okazji przeczytałam podsuniętą mi przez Feliksa biografię Hannah Arendt. To dla mnie dodatkowy pożytek z tej pracy.
Jaki miała Pani pomysł na tę rolę?
– Jak już powiedziałam, będę konsekwentna i nie będę mówić o sobie i swojej roli. Mogę natomiast z pełnym przekonaniem powiedzieć, że po obejrzeniu przedstawienia na specjalnym pokazie, podziwiałam kunszt reżysera oraz wspaniałą grę Agnieszki i kolegów. Uważam, że spektakl jest naprawdę bardzo dobry, wciągający i z czystym sumieniem mogę polecić go telewidzom.
Mówi Pani o sobie z taką skromnością, a przecież otrzymała Pani za swoją rolę, podobnie jak Agnieszka Grochowska, nagrodę na ubiegłorocznym sopockim Festiwalu Dwa Teatry.
– Naprawdę nie wiem, dlaczego ją otrzymałam, ale na pewno należała się Agnieszce.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiali Krzysztof Lubczyński i Paweł Pietruszkiewicz