– Warto zacząć przyglądać się bohaterom, postaciom ze świadomością, że człowiek jest za szeroki, że wymyka się ocenie, że staje się poprzez to, co robi, nie co mówi, że o relacji człowiek – drugi człowiek jedyną prawdziwą wiedzę mają jedynie bezpośrednio zainteresowani, inaczej pozostaniemy lub zmierzać będziemy mentalnie w stronę „magla” – mówi Łukasz Lewandowski, grający rolę Władysława w spektaklu Teatru Telewizji „Lekkomyślna siostra” w reżyserii Agnieszki Glińskiej.
„Lekkomyślna siostra” to sztuka Włodzimierza Perzyńskiego napisana przed ponad 100 laty. Jak, Pana zdaniem, jest z aktualnością tego tekstu?
– A czy problemy i tematyka poruszana przez Szekspira, choć znacznie starsza, aktualna nie jest? Pytania budzi oczywiście język, forma i w jakiś sensie zapis estetyczny, ale ludzkie przywary i słabości, okrucieństwo, dwulicowość, tchórzostwo, niedojrzałość i dziś wręcz królują, więc…
Co Pan może powiedzieć o Władysławie, którego rolę odtwarza Pan w spektaklu?
– Chciałoby się, żeby to zbudowana przez aktora rola mówiła za siebie. Każde projektowanie zubaża i upraszcza. Tak naprawdę pana pytanie jest absolutnie zrozumiałe, chcemy zrozumieć wszystko to, co jest niezapisane w tekście, to co nie jest powiedziane, ukryte, tajemnicze. Ponieważ, gram tę rolę w tzw. spadku, więc zgrabnie ucieknę od odpowiedzi na pytanie.
Czy w jakimś stopniu Władysław ponosi winę za zachowanie swojej żony Marii?
– Winę orzeka sąd lub Pan Bóg, a ludzie warto, żeby zajęli się sobą. Warto zacząć przyglądać się bohaterom, postaciom, ludziom ze świadomością, że człowiek jest za szeroki, że wymyka się ocenie, że staje się poprzez to, co robi, nie co mówi, że o relacji człowiek – drugi człowiek jedyną prawdziwą wiedzę mają jedynie bezpośrednio zainteresowani, inaczej pozostaniemy lub zmierzać będziemy mentalnie w stronę „magla”.
Grał Pan w „Lekkomyślnej siostrze”, zarówno na deskach Teatru Narodowego, jak i w spektaklu Teatru Telewizji. Czy te realizacje bardzo różniły się od siebie?
– Tak, różnią się. Nie po stronie sensów, ale rozwiązań inscenizacyjnych i użytych środków. Zapraszam do Teatru Narodowego na spektakl, mam nadzieję, że byłaby to ciekawa konfrontacja.
– A czy problemy i tematyka poruszana przez Szekspira, choć znacznie starsza, aktualna nie jest? Pytania budzi oczywiście język, forma i w jakiś sensie zapis estetyczny, ale ludzkie przywary i słabości, okrucieństwo, dwulicowość, tchórzostwo, niedojrzałość i dziś wręcz królują, więc…
Co Pan może powiedzieć o Władysławie, którego rolę odtwarza Pan w spektaklu?
– Chciałoby się, żeby to zbudowana przez aktora rola mówiła za siebie. Każde projektowanie zubaża i upraszcza. Tak naprawdę pana pytanie jest absolutnie zrozumiałe, chcemy zrozumieć wszystko to, co jest niezapisane w tekście, to co nie jest powiedziane, ukryte, tajemnicze. Ponieważ, gram tę rolę w tzw. spadku, więc zgrabnie ucieknę od odpowiedzi na pytanie.
Czy w jakimś stopniu Władysław ponosi winę za zachowanie swojej żony Marii?
– Winę orzeka sąd lub Pan Bóg, a ludzie warto, żeby zajęli się sobą. Warto zacząć przyglądać się bohaterom, postaciom, ludziom ze świadomością, że człowiek jest za szeroki, że wymyka się ocenie, że staje się poprzez to, co robi, nie co mówi, że o relacji człowiek – drugi człowiek jedyną prawdziwą wiedzę mają jedynie bezpośrednio zainteresowani, inaczej pozostaniemy lub zmierzać będziemy mentalnie w stronę „magla”.
Grał Pan w „Lekkomyślnej siostrze”, zarówno na deskach Teatru Narodowego, jak i w spektaklu Teatru Telewizji. Czy te realizacje bardzo różniły się od siebie?
– Tak, różnią się. Nie po stronie sensów, ale rozwiązań inscenizacyjnych i użytych środków. Zapraszam do Teatru Narodowego na spektakl, mam nadzieję, że byłaby to ciekawa konfrontacja.
Jak by Pan scharakteryzował cechy Agnieszki Glińskiej jako reżysera?
– Agnieszka jest wnikliwym i przenikliwym obserwatorem człowieka. Widzi, rozumie i czuje dramatyczność, złożoności i wielowymiarowość ludzkiej egzystencji. I jest zwariowana na punkcie teatru, aktorstwa, człowieka! Sic!
Ma Pan na koncie udział w 18 spektaklach Teatru Telewizji. Czy ta forma Panu odpowiada? Które spektakle ceni Pan sobie najbardziej?
– Cierpię i nie mogę zrozumieć jak forma i treści, które niesie za sobą Teatr Telewizji, mogą być dla kogoś rozumową trudnością. Argumenty oglądalności, patrz słabej oglądalności, podpierane obłudną troską ekonomiczną, są cynizmem na najniższym możliwym poziomie. Pytanie jest proste: co jest polską racją stanu, co jest treścią i wartością polskiej Kultury? Panowie na stołkach dyrektorskich czy ludzie w miastach, miasteczkach i wsiach, dla których to jest jedyny (!) dostęp do literatury, teatru? Oczywiście i tak wygra pogarda dla ludzi, że są głupi, że to nie czas na trudne pytania, na skomplikowane komunikaty, ponieważ oglądalność daje wymierne skutki finansowe, a duchowość daje straty i zwolnienie z pracy Pana Dyrektora czy Prezesa. Lepiej wyprodukować serial. No, ale nie taki jak w BBC, bo po co? I tak nie umiemy, więc…
Dużą rolę w Pana aktywności zawodowej zajmuje Teatr Polskiego Radia, a także dubbing. Jakie powinno się mieć predyspozycje w tej formie?
– Byłoby dobrze, żeby opuszczać uczelnie aktorską z minimalną choćby świadomością obu tych kierunków zawodowej egzystencji. Reszta drogi zależy od zapału i napotkanych ludzi, którzy tak naprawdę mogą pomóc odnaleźć się w materii, osadzić się, by wejść na drogę zrozumienia, a potem twórczych działań. W obu dziedzinach spotkałem niesamowitych ludzi, pięknych, kreatywnych i zarażających. To jest szczęście. Bardzo chciałem i chce być takim zapaleńcem.
Był Pan przez 8 lat członkiem zespołu Teatru Narodowego, później mogliśmy podziwiać Pana na różnych deskach, a od półtora roku jest Pan w Teatrze Studio. Co przesądziło, że zrezygnował Pan z pracy w Teatrze Narodowym?
– To jest jedyne pytanie, na które Panu nie odpowiem. Przepraszam.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz
– Agnieszka jest wnikliwym i przenikliwym obserwatorem człowieka. Widzi, rozumie i czuje dramatyczność, złożoności i wielowymiarowość ludzkiej egzystencji. I jest zwariowana na punkcie teatru, aktorstwa, człowieka! Sic!
Ma Pan na koncie udział w 18 spektaklach Teatru Telewizji. Czy ta forma Panu odpowiada? Które spektakle ceni Pan sobie najbardziej?
– Cierpię i nie mogę zrozumieć jak forma i treści, które niesie za sobą Teatr Telewizji, mogą być dla kogoś rozumową trudnością. Argumenty oglądalności, patrz słabej oglądalności, podpierane obłudną troską ekonomiczną, są cynizmem na najniższym możliwym poziomie. Pytanie jest proste: co jest polską racją stanu, co jest treścią i wartością polskiej Kultury? Panowie na stołkach dyrektorskich czy ludzie w miastach, miasteczkach i wsiach, dla których to jest jedyny (!) dostęp do literatury, teatru? Oczywiście i tak wygra pogarda dla ludzi, że są głupi, że to nie czas na trudne pytania, na skomplikowane komunikaty, ponieważ oglądalność daje wymierne skutki finansowe, a duchowość daje straty i zwolnienie z pracy Pana Dyrektora czy Prezesa. Lepiej wyprodukować serial. No, ale nie taki jak w BBC, bo po co? I tak nie umiemy, więc…
Dużą rolę w Pana aktywności zawodowej zajmuje Teatr Polskiego Radia, a także dubbing. Jakie powinno się mieć predyspozycje w tej formie?
– Byłoby dobrze, żeby opuszczać uczelnie aktorską z minimalną choćby świadomością obu tych kierunków zawodowej egzystencji. Reszta drogi zależy od zapału i napotkanych ludzi, którzy tak naprawdę mogą pomóc odnaleźć się w materii, osadzić się, by wejść na drogę zrozumienia, a potem twórczych działań. W obu dziedzinach spotkałem niesamowitych ludzi, pięknych, kreatywnych i zarażających. To jest szczęście. Bardzo chciałem i chce być takim zapaleńcem.
Był Pan przez 8 lat członkiem zespołu Teatru Narodowego, później mogliśmy podziwiać Pana na różnych deskach, a od półtora roku jest Pan w Teatrze Studio. Co przesądziło, że zrezygnował Pan z pracy w Teatrze Narodowym?
– To jest jedyne pytanie, na które Panu nie odpowiem. Przepraszam.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz