Teatr Telewizji TVP

„Przerwanie działań wojennych” – Marek Łukasik: to jest styl życia

– Właśnie na tym poziomie militarno-wojskowym mogłem doradzać i moje rady były wysłuchiwane. Na przykład takie proste sprawy, a jednak istotne, jak przeszkolenie aktorów, jeśli chodzi o np. salutowanie, musztrę, o odnoszenie się oficerów względem siebie, a w szczególności już zachowanie podoficerów i szeregowców w obecności oficerów – mówi Marek Łukasik, szef Grupy Inscenizacji Historycznych Pomerania 1945, grający rolę Horsta w „Przerwaniu działań wojennych” w reżyserii Juliusza Machulskiego.

W jakich okolicznościach Grupa Inscenizacji Historycznych Pomerania 1945 została zaangażowana do spektaklu „Przerwanie działań wojennych”?

– Stało się to w bardzo prosty sposób. Osobą, która pomagała Juliuszowi Machulskiemu w realizacji tego spektaklu, był pan Andrzej Stempowski. A był on wcześniej kierownikiem produkcji w serialu „Tajemnica twierdzy szyfrów”. Właśnie on polecił Grupę Pomerania 1945, która w realizacji serialu brała udział.

Jakie zadania zostały przydzielone Pomeranii 1945 w spektaklu?

– Wystąpiło tam jeszcze kilka innych grup, natomiast Grupa Pomerania wystąpiła w scenach podpisania aktu przerwania działań wojennych – w rolach żołnierzy, którzy są na sali i fotoreporterów. Wystąpiliśmy też w scenie przed dworkiem. Są to ci żołnierze zabezpieczający, ten pluton honorowy, który prezentuje broń.

Panu przypadła rola Horsta. Co może Pan o niej powiedzieć?

– To jest leutnant Schutzpolizei. Pełni on funkcję adiutanta Ericha von dem Bacha-Zelewskiego. Znajdowałem się w sąsiednim pokoju łączności i kiedy przychodziły jakieś wiadomości, to wtedy moja rola się zaczynała. Przeprowadzałem krótkie rozmowy ze swoim szefem.

Czy jeśli chodzi o umundurowanie, czy jakieś pojazdy, to były to rzeczy należące do Grupy Pomerania, czy też były organizowane na potrzeby spektaklu?

– To bywa różnie, tak jak w przypadku planów filmowych. Grupy rekonstrukcyjne posiadają oczywiście własne umundurowanie. To są pasjonaci historii, munduru, barwy i broni, którzy sami kompletują sobie umundurowanie i wyposażenie. Robią to z wielką dokładnością, z odtworzeniem wszystkich szczegółów. Są to przeważnie reprodukcje umundurowania. Są wśród nas pasjonaci, którzy kolekcjonują oryginalne umundurowanie, natomiast w produkcjach filmowych, czy inscenizacjach występują w wiernych replikach. W spektaklu „Przerwanie działań wojennych” większość rekonstruktorów wystąpiła we własnych umundurowaniu. Wyjątek stanowiły tu mundury Schutzpolizei, które nie są zbyt popularne i zostały dostarczone przez producentów. Ale również zostały wykonane z dużą starannością przez znaną, już o światowej marce, firmę Hero Collection z Poznania, która zaopatruje obecnie wszystkie historyczne plany filmowe w Europie i na świecie w mundury.

Czy wasza rola na planie ograniczała się do wystąpienia w spektaklu?

– Moja rola była tu szersza. Już wcześniej w produkcjach filmowych pracowałem jako konsultant do spraw wojskowo-historycznych. Tu także służyłem radą. Współpraca układała się świetnie. Właśnie na tym poziomie militarno-wojskowym mogłem doradzać i moje rady były wysłuchiwane. Na przykład takie proste sprawy, a jednak istotne, jak przeszkolenie aktorów, jeśli chodzi o np. salutowanie, musztrę, o odnoszenie się oficerów względem siebie, a w szczególności już zachowanie podoficerów i szeregowców w obecności oficerów. Chodziło także o umundurowanie i wyposażenie. Ta dobra współpraca z reżyserem zaowocowała później zaproszeniem mnie i Grupy Pomerania do udziału w filmie „AmbaSSada”, który wkrótce wchodzi do kin.

Grupie Pomerania zdarzyło się już w ładnych kilku tych produkcjach wystąpić…

– Tak. Jeśli chodzi o produkcję teatralną była to „Kwatera bożych pomyleńców” w reżyserii Jerzego Zalewskiego. Produkcji filmowych jest bardzo długa lista. Wymienię tylko wspomnianą „Tajemnicę twierdzy szyfrów”, film „Generał Nil”, „Bitwę Warszawską 1920”, czy ostatnio „Historię Roja” i „Miasto 44”. Wystąpiliśmy w teledysku szwedzkiej grupy Sabaton „Uprising”. Zdarzyło nam się też wystąpić w rolach zomowców w „Sztosie 2”.

Takie występowanie w filmach pozwala na udział w inscenizacjach, a jednocześnie umożliwia zarobienie jakichś pieniędzy…

– Oczywiście, że tak. Będąc zatrudnieni na planie jako statyści- rekonstruktorzy zawieramy umowy z produkcją. Natomiast głównym nurtem, czym się zajmujemy, to jest organizacja widowisk plenerowych, inscenizacji na żywo, w miejscach gdzie miały miejsce jakieś ważne wydarzenia historyczne. W rocznice odtwarzamy te wydarzenia. To nie tylko ludzie i mundury – to także sprzęt i pojazdy. W tej chwili nasza grupa współpracuje z Muzeum Techniki Wojskowej Gryf, które dysponuje repliką czołgu Pantera, dwoma radzieckimi czołgami T-34, ciężarówkami. To wszystko też wykorzystujemy w tych inscenizacjach plenerowych, ale też i w filmach. Do tego dochodzi współpraca z pirotechnikami.

Co siedzi w człowieku, że lubi sobie w mundurze gdzieś pobiegać? Np. w mundurze Waffen-SS…

– To jest szczególna sytuacja. Zacznę ogólnie. W grupach rekonstrukcyjnych działają ludzie, dla których historia jest pasją. Oprócz czytania książek, czy modelarstwa, można zrobić krok dalej, czyli spróbować przeżywać tę historię na żywo właśnie w tych filmach, czy inscenizacjach. Jest w tym istotny element edukacyjny. Żeby jak najbardziej wiarygodnie odegrać rolę żołnierza trzeba wielu dni szkoleń i prób. Jeśli chodzi o mundury niemieckie, to jest tu dominujący wątek, że trzeba te role odegrać i to jak najbardziej wiarygodnie jako groźnych przeciwników żołnierzy polskich. Bez tego nie moglibyśmy przedstawić dramatu i bohaterstwa Polaków, którzy walczyli o wolność. Są też inne względy – w przypadku formacji niemieckich ich umundurowanie jest bardzo zróżnicowane, bardzo interesujące pod względem kolekcjonerskim.

Rozumiem, że Wasze rodziny muszą być wyjątkowo wyrozumiałe?

– O, tak. To jest pasja, to jest styl życia. Często w sezonie, kiedy jest najwięcej widowisk plenerowych, to praktycznie co weekend rekonstruktorzy gdzieś wyjeżdżają. Zdarzają się pary i małżeństwa, które są zarażone tą pasją i wtedy to najlepiej funkcjonuje. W innym przypadku należy polegać na wyrozumiałości małżonek, które akceptują taki styl życia.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz