Teatr Telewizji TVP

„Przerwanie działań wojennych” – Wojciech Żogała: oddać klimat międzywojennego dworu

– Pojechaliśmy, żeby zdokumentować historyczne miejsca. Chcieliśmy zobaczyć, jak one wyglądają i czy jest szansa, żeby tam zrealizować ten nasz spektakl. Było dla nas rozczarowujące i przykre, że ten dwór wprawdzie istnieje, ale nawet nie udało nam się do niego wejść – mówi scenograf Wojciech Żogała o kulisach pracy nad spektaklem „Przerwanie działań wojennych” w reżyserii Juliusza Machulskiego.

Jakie były okoliczności zaangażowania Pana w pracę nad spektaklem „Przerwanie działań wojennych”?

– Okoliczności były dla scenografa tradycyjne, czyli propozycja ze strony reżysera, pana Juliusza Machulskiego. To działo się „z marszu” po pracy nad filmem „Kołysanka”. O tyle to było dla mnie zaskakujące, że to był zupełnie inny temat i zupełnie inne podejście. Tu nagle trzeba było zmierzyć się z czymś, co się wydarzyło naprawdę, z naszą bolesną historią, mimo wszystko jeszcze świeżą i trudną.

Jak Pan do tego podszedł?

– Zacząłem tradycyjnie i przeczytałem tekst. Podejrzewam, że jak wielu widzów nie wiedziałem wcześniej, że to przerwanie działań wojennych było tak dobrze i precyzyjnie z polskiej strony przygotowane. Te negocjacje trwały długo i nie zakończyły się, w gruncie rzeczy, kapitulacją. To było coś, co dawało szansę wyjścia z trudnej sytuacji z godnością. Były to dla mnie w sensie poznawczym i historycznym ciekawe rzeczy. Potem odbyło się normalne analizowanie, co jest potrzebne, żeby realizować taki spektakl.

Te negocjacje odbywały się w konkretnym miejscu, w dworku w Ożarowie Mazowieckim. Czy on jeszcze istnieje?

– Pojechaliśmy w pracy takim normalnym tropem, żeby zdokumentować historyczne miejsca. Chcieliśmy zobaczyć, jak one wyglądają i czy jest szansa, żeby tam zrealizować ten nasz spektakl. Było dla nas rozczarowujące i przykre, że ten dwór wprawdzie istnieje, ale nawet nie udało nam się do niego wejść. Tam obecnie jest jakaś hurtownia materiałów budowlanych. Było to zamknięte na cztery spusty, a próby dotarcia do właściciela spełzły na niczym. Z zebranych informacji wynikało, że budynek został w środku przebudowany i trudno byłoby przymierzać się do realizacji czegokolwiek. 

Czyli trzeba było znaleźć coś zastępczego?

– Okazało to się trudne. Albo te dwory były pozajmowane, albo za małe – w każdym razie dalekie od wyobrażeń. Stwierdziliśmy, że prościej będzie zbudować dekoracje. Wnętrza zbudowane zostały więc w studiach telewizji. Ponieważ nie było pełnej dokumentacji, jak to w środku wyglądało (dysponowałem jedynie dwoma fotografiami z momentu podpisania porozumienia), musiałem sobie pozwolić na wykorzystanie wyobraźni. Nie chodzi tu o zupełną dowolność, ale postarałem się oddać klimat międzywojennego dworu tej wspaniałej polskiej inteligencji. Wyobraziliśmy sobie dwór taki trochę smutny, opuszczony, trochę ubogi, pozbawiony jakichś kosztowniejszych obrazów, czy dodatków. Tam są oczywiście meble, bo tam funkcjonuje sztab niemiecki. Reszta była dostosowana do potrzeb inscenizacyjnych. Miało się to dobrze układać w kamerze. Przyjęliśmy sobie z operatorem Witkiem Adamkiem i reżyserem taką spokojną tonację.

Były jednak sceny na zewnątrz, m.in. z udziałem członków grupy rekonstrukcyjnej…

– W tych scenach na zewnątrz mieliśmy inny dwór. Był on najbardziej zbliżony do tego z Ożarowa. Jedynym elementem, który musieliśmy wykonać, to odtworzenie drzwi z tego nowego dworu. One były skopiowane, żeby można było kręcić sceny wejścia i podjazdów. W trakcie tych negocjacji dwukrotnie nasza delegacja się oddala. Mam nadzieję, że udało się nam stworzyć wrażenie, że jesteśmy w prawdziwym dworze w środku.

Ten mroczny wygląd pomieszczeń miał podkreślać dramatyzm sytuacji?

– Tekst jest o tyle trudny realizacyjnie, że występuje tam duża grupa osób w dosyć statycznej sytuacji. Gdy mamy do czynienia z sytuacją, kiedy ludzie siedzą i ze sobą rozmawiają to nie jest to zbyt atrakcyjne dla widza. Takie rzeczy zawsze chce się przerywać akcją. Tu było to dosyć trudne, choć było parę takich momentów – były jakieś patowe chwile w rozmowach, były jakieś telefony do przełożonych. To jakoś tę akcję rozbijało, ale mimo wszystko była dosyć statyczna. Dekoracja absolutnie nie mogła odciągać uwagi, więc musiała być tłem, żeby móc się skupić na tym, o czym oni rozmawiają.

Ten spektakl pokazuje Juliusza Machulskiego od innej strony. On jest doskonale znany widzom jako twórca wspaniałych komedii…

– Myślę, że w każdym człowieku jest jakaś dwoistość w takim pozytywnym sensie. Juliusz Machulski już podejmował próby robienia czegoś innego – tu przykładem jest film „Szwadron”. Ja znam go na tyle dobrze, że wiem, że rzeczy historyczne go bardzo interesują – to jest jego konik i on się historią pasjonuje. Myślę, że jest w tym taki rodzaj jego wewnętrznego patriotyzmu, takiego polskiego i warszawskiego, żeby o tym opowiedzieć. Skoro trafiła się okazja, to on spektakl „Przerwanie działań wojennych” zrealizował. Wiem, że on ma jeszcze w planach inne poważne, historyczne projekty. Być może jest to jakiś etap jego rozwoju – choć tu należałoby się spytać samego Juliusza Machulskiego – może nie do końca chce się spełniać tylko w temacie komediowym, chociaż jest w tym świetny.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Paweł Pietruszkiewicz