Teatr Telewizji TVP

„Rzecz o banalności miłości” – Piotr Adamczyk: nie polubiłem Heideggera

– Przydarzyło mi się coś, co rzadko mi się zdarza przy graniu nawet bardzo negatywnych postaci – nie znalazłem w Heideggerze nic, co bym w nim polubił – mówi Piotr Adamczyk, wcielający się w rolę „młodego” Martina Heideggera w spektaklu „Rzecz o banalności miłości” Savyon Liebrecht.

Pamięta Pan pierwszą swoją myśl lub emocję po tym jak Feliks Falk zaproponował Panu zagranie Heideggera?

– Przede wszystkim odczułem radość z tej propozycji. Możliwość pracy nad dobrym tekstem, podejmującym ciekawą problematykę, a także możliwość zagrania słynnego filozofa, to prawdziwa artystyczna satysfakcja. A przy tym naprawdę nieczęsto się zdarza, bo w filmie z wybitną literaturą spotykamy się rzadko. Teatr Telewizji stanowi swego rodzaju kulturalną niszę.

Czy od razu przyszedł Panu do głowy klucz interpretacyjny tej postaci, pomysł jak ją zagrać?


– Nie. Klucz znalazłem już w trakcie pracy. Przydarzyło mi się coś, co rzadko mi się zdarza przy graniu nawet bardzo negatywnych postaci – nie znalazłem w Heideggerze nic, co bym w nim polubił. Rozumiałem jego fascynację młodą studentką, podziwiałem za to, że był wybitnym filozofem, usprawiedliwiałem to, że pomylił się uznając przed wojną Hitlera za wybawcę narodu niemieckiego. Jednak czytając o nim i oglądając dostępne materiały filmowe odebrałem go jako antypatycznego człowieka.

Nie znalazł Pan nic, w oparciu o co chciałby Pan pokazać w nim choć okruch dobra? Pobronić go, jak czasem mówią aktorzy?

– Znalazłem. I dzięki uwagom Feliksa Falka także broniłem. Sztuka opowiada o miłości, czy romansie filozofa ze znacznie młodszą od niego, piękną i utalentowaną studentką. Czy to była wielka miłość, czy tylko fizyczna i intelektualna fascynacja starszego mężczyzny młodą kobietą? Na to pytanie będzie z pewnością odpowiadał sobie widz naszego spektaklu. Heidegger był niewątpliwie fascynującą osobowością także dlatego, że kontrowersyjną.

Jakie wrażenia wyniósł Pan z pracy na planie?


– Bardzo dobry reżyser i bardzo dobry tekst, grałem z aktorką, którą lubię i cenię: Agnieszką Grochowską – to wszystko gwarantowało satysfakcję i wielką przyjemność w tej pracy.

A samo skonstruowanie postaci było dla Pana trudnym wyzwaniem?


– I tak i nie. Sztuka Savyon Liebrecht jest naprawdę znakomicie napisana. Świetnie przetłumaczone dialogi, same prowadziły aktora. Wystarczyło – jak się to mówi w aktorskim slangu – pójść za tekstem.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali: Krzysztof Lubczyński i Paweł Pietruszkiewicz