Genitrix
„Genitrix” to w bogatym dorobku Francois Mauriaca (1885 - 1970) powieść mniej znana, choć doceniona już w momencie wydania. Opublikowana w 1923 roku, świetnie przygotowała grunt pod najsłynniejsze dzieła tego autora: „Pustynię miłości” (1925), „Teresę Desqueyroux” (1927), „Kłębowisko żmij” (1932), „Asmodeusza” (1937) i „Faryzeuszkę” (1941). W dramatycznej historii uczuciowego trójkąta: matka - syn - jego żona, Mauriac zawarł problemy, które w różnych ujęciach rozwinie później, a więc: konflikt rodzinny, wynikający z chęci podporządkowania sobie innych; deprawacja duchowa pod wpływem obyczajowości mieszczańskiej; skłonność do zła, drzemiąca głęboko w psychice każdego człowieka. Mimo skromnych rozmiarów „Genitrix” świetnie nadaje się na adaptację teatralną. Kameralna sceneria (wnętrze domu), wnikliwie zarysowane typy psychologiczne i starcie przeciwstawnych racji, prowadzące do tragedii. Czego trzeba więcej?
Pod wprawną ręką reżyserki Ireny Wollen maestria prozy Mauriaca błyszczy do dzisiaj. Nie zestarzały się też kreacje aktorskie. Halina Gryglaszewska wciela się w postać twardej, silnej psychicznie kobiety, która tym razem bezwzględnie walczy o miłość syna, pod maską zaborczości skrywając lęk przed samotną starością. Jerzy Bińczycki jako zniewieściały, rozpieszczony egocentryk wiarygodnie oddaje dramat pięćdziesięcioletniego człowieka, który bezpowrotnie zmarnował szansę na małżeńskie szczęście. I wreszcie Ryszarda Hanin, w roli drugoplanowej, lecz jakże istotnej. Stara służąca Maria Lados prawie się nie odzywa. Swoje myśli i uczucia ukrywa w spojrzeniu, drgnięciu kącików ust, minimalnych poruszeniach naznaczonej obowiązkiem pokory twarzy. Ta twarz ma wszakże tyle wyrazu, że komentuje rozwój wypadków równie dobrze jak antyczny chór.
Stary kawaler Ferdynand mieszka z matką w dużym, urządzonym z mieszczańską skromnością domu. Oboje czerpią z tego stanu rzeczy korzyści. On nie musi martwić się o finanse, zdrowie i codzienny byt. Matka, wspólnie ze służącą Marią dbają o zapewnienie „paniczowi” wszystkiego, co niezbędne. Dla Felicji zaś obecność syna jest swoistym zabezpieczeniem na czas postępującej starości, a zarazem zaspokaja jej obsesyjną potrzebę władzy nad drugim człowiekiem. Stara kobieta ingeruje niemal we wszystkie dziedziny życia Ferdynanda, co prowadzi do groteskowych sytuacji. Oto bowiem pięćdziesięcioletni mężczyzna, chcąc zapalić papierosa lub zjeść „szkodliwego” melona musi chować się za krzaki, żeby matka nie widziała. Ferdynand miewa jednak, a jakże, okresy buntu. Opuszcza wówczas z hukiem dom i szuka potwierdzenia swej męskości w ramionach, kultywowanego od lat „przyzwyczajenia”. Mija wszakże kilka dni i skruszony wraca, żaląc się Felicji na podłe jedzenie, kobiecą chciwość, tudzież brak troski „przyzwyczajenia” o stan jego zdrowia. Matka triumfuje. Znów może podsunąć synkowi suty obiad i miskę z gorącą wodą, by wymoczył zziębnięte stopy.
Jednak pewnego dnia Ferdynand oświadcza rodzicielce, że zamierza się ożenić. Ku przerażeniu matki jest już po oświadczynach. Co gorsza, wybranka syna to młodziutka guwernantka Matylda, biedna jak mysz kościelna i pochodząca z niezbyt szlachetnego rodu. Choć małżeństwo zostaje zawarte, Felicja nie zamierza nikomu oddawać ukochanego dziecka. Milcząco wypowiada synowej bezwzględną walkę o miłość Ferdynanda. Dziewczyna, stojąca na z góry straconej pozycji, przeżywa dramat.